piątek, 28 września 2012

Akademia Istot Ciemności

Obiecałam, że podam miejsce naszego następnego spotkania? Obiecałam. Oto ono:

Wszystkie Dzieci Nocy ze Szkoły dla Dzieci Nocy z Tulsy zostały zaproszone do
mieszczącej się w jednym z francuskich zamków nad Loarą. Oficjalne otwarcie w tą niedzielę, aczkolwiek rekrutacja już jest otwarta ;3

niedziela, 16 września 2012

INFORMACJA nr. 1


W związku z wymarciem gatunku homo bloggerus na terenie tego bloga, ogłaszam, iż 
SZKOŁA DLA DZIECI NOCY
ZOSTAJE OFICJALNIE

ZAWIESZONA

NA CZAS DWÓCH TYGODNI.

Ci, których to martwi - ciiiicho sza i spokój, bez obaw! Po dwóch tygodniach wrócimy, a wraz z nami nowy pomysł na Szkołę(jeszcze będziecie bić pokłony przed Mary), nowe zakładki oraz nowa szata graficzna!


Widzimy się 30 września!
Miejsce spotkania podam w Informacji nr. 2!

piątek, 31 sierpnia 2012

We stick together as one...Always and forever.



| Rebekah | Mikaelson | 18 lat | 15 Kwietnia 1994 r. | Miami, Floryda, USA | 
| Człowiek | Dom nieopodal budynku szkoły | Biseksualna | Cheerleaderka |

Zerknąłem na kartkę papieru leżącą przede mną. Widniał na niej napis: Rebekah Mikaelson. Lat 18.
Nic więcej nie wiedziałem o moim kolejnym gościu.


W pokoju panował mrok. Tylko parę pojedynczych promyków światła wymykających się spod niedomkniętej rolety jedynego okna oświetlały oblicze wysokiej, szczupłej dziewczyny o sylwetce modelki i  anielskiej twarzy. Gdy siadała, mimo starań, moją uwagę przykuł jej płaski brzuch, kształtna pupa i niesamowicie długie nogi... Z pewnością była bardzo wysportowana. Z jej głowy, kaskadą spływały proste, błyszczące blond włosy. Rysy jej twarzy były jakby Europejskie, z pewnością przykuwające uwagę. Nie sposób było też nie dostrzec jej prostych, białych zębów z jedną, dość szeroką, sparka między jedynkami. Była bardzo blada.Wyglądała trochę jak Szwedka. Chodząca doskonałość; zadarty nosek, pełne, malinowe usta, parę zalotnych piegów i  twarzyczka w kształcie serca. Miała urodę słodkiej, porcelanowej lalki. Jej twarz malowała się w półuśmiechu. Wzdrygnąłem się. W ostrym świetle jej twarz była dziecięco młoda, ale bardzo smutna. Jakby przeszła przez coś co zostawiło w niej głęboką, niezmazywalną wręcz szramę. Dałbym jej góra 18 lat. Spod jej długich, ciemnych (chyba pomalowanych) rzęs świdrowały mnie teraz błyszczące, okrągłe oczy. Miały morski kolor, tak, że raz wydawały się oczywiście turkusowe, raz zaś szafirowo zielone. Błyszczały jak rozżarzone iskierki. Była piękna. Naprawdę piękna i pociągająca, ale ewidentnie nieosiągalna i przytłoczona jakimś ciężarem. Siedziała dość nieruchomo. Od czasu do czasu przygryzała tylko dolną wargę.

 ---

- A więc... nazywasz się Rebekah Mikaelson?
- Tak. - odpowiedziała krótko.
-  I urodziłaś się w... - zacząłem rządny dokończenia ze strony dziewczyny.
- W Miami na Florydzie. Mam Szwedzkie korzenie.
- Kiedy to było?
- Osiemnaście lat temu. 15 Kwietnia 1994 r. - rzuciłem jej ukradkowe spojrzenie. Nie chciałem o więcej pytać. Widziałem już wcześniej tą dziewczynę. taką pełną życia, radosną i optymistyczną. A teraz siedziała przeciwko mnie jak marionetka, bez własnego ducha, odpowiadając na moje pytania jak zahipnotyzowana.
- A więc... - zacząłem i opuściłem ramiona. Oparłem łokcie o biurko i powiedziałem:
- Dość tych bezsensownych pytań. Może ty powiedz coś o sobie. Obojgu będzie nam łatwiej. - Nie mogłem siebie poznać. Nigdy nie odstępowałem od procedur, byłem zrównoważony i cierpliwy, a tu jedna, smarkula i cały kamienny spokój diabli wzięli. Dziewczyna popatrzyła na mnie rozkojarzona i skinęła głową.
- Co chcesz wiedzieć?

---

 

Pamiętałem ją z dawnych lat. Była wtedy nastoletnią uczennicą szkoły do której chodziła moja młodsza siostra. Pamiętam ,że była niesamowitą cheerleaderką. Potrafi świetnie zagrzewać do walki i niesamowicie się ruszała. Zapamiętałem ją towarzyską, popularną i pełną energii. A teraz siedziała przede mną zupełnie inna dziewczyna. Wiedziałem, że była bardzo inteligentna i przebiegła, ale tym razem przypominała bardziej częstą wizytatorkę cmentarza, a nie królową boiska. Z jej twarzy nie znikał uśmiech, to owszem, ale był przygaszony i ewidentnie wymuszony. Wyglądała na osobę pesymistyczną, która z założenia skazuje każdy nowy dzień na porażkę i pragnie tylko jednego- żeby wreszcie się skończył. Tylko czemu? Czemu jej osobowość nagle zmieniła się o 360 stopni. Była tajemnicza, zamknięta w sobie, przytłoczona jakimś ciężarem. Nie wiedziałem jakim, ale ewidentnie nie miała już sił go dźwigać.


- No dobrze powiedz mi coś o sobie. Uczysz się?
- Prowadzę naukę korespondencyjną.
- Dlaczego?
- Nie przepadam za tłumem... - przełknęła ślinę. Ewidentnie nie chciała kłamać.
- Mieszkasz w Tulsie?
- Tak. Dostałam w spadku duży, piękny dom.
- W spadku? - podniosłem brew. Wszystko zaczynało stawać się jasne.
- Po bracie. 
- Jak miał na imię?
- Niklaus. Niklaus Mikaelson.
- Co robił w takiej dziurze jak ta? - zaśmiałem się, ale od razu spoważniałem.
- Szukał mojego brata, Eliasza.
- Co? - wymsknęło mi się. Dziewczyna westchnęła i zaczęła mówić.
Trzy lata temu mój starszy brat Eliasz wyjechał do Tulsy do pracy. Rok później dowiedzieliśmy się, że Eliasz zaginął. Szukano go bardzo długo, ale nigdy się nie odnalazł. Tego samego roku w poszukiwaniu Eliasza do Tulsy wyjechał mój starszy brat Niklaus. Ta sama historia. Parę dni od zniknięcia Niklausa w lesie znaleziono       ciała dwóch dorosłych mężczyzn. Były zupełnie wykrwawione i zmasakrowane, więc nie wiadomo czy to byli moi bracia, ale ja raczej nie mam co do tego wątpliwości. Oficjalna przyczyna zgonu to rozszarpanie przez dzikie zwierze, ale każdy wie, że to kłamstwo. W Tulsie dzieje się coś dziwnego. Bardzo dziwnego. - urwała.
- Jak się czujesz po stracie braci?
- Nie mogłam zostać w domu. Nie mogłam patrzeć na ignorancję moich rodziców. A teraz z dnia na dzień jest ze mną coraz gorzej. Tak rzadko naprawdę się uśmiecham. Moje myśli nie są już takie jak kiedyś. Nie potrafię dopingować. Nie potrafię myśleć o dobrych rzeczach. Pamiętam, że za każdym razem gdy dowiadywałam się czegoś złego w sprawie Eliasza i Niklausa miałam w rękach pompony. 
- Pamiętam, że byłaś świetna.
- Może i byłam.- urwała. - Ale skończyłam z tym.
- Jak się czujesz? - spytałem i to był błąd, bo dziewczyna wstała i posłała mi wrogie spojrzenie.
- A jak może czuć się człowiek, który częściej słyszy swój własny płacz niż ludzkie słowa?
Bezwiedny ruch i trzask drzwi.
Wyszła.


---

- Nie jestem głupim, bezbronnym dzieckiem za jakie mnie masz, palancie. - w myślach Rebeki wciąż powstawały nowe wiązanki - Jestem silniejsza niż ci się zdaje, a rozlew łez zazwyczaj wiąże się z rozlewem krwi.

---


● Rebekah jest leworęczna
● Dawniej była zakupoholiczką.
● Kocha surfing.
● Jest uzależniona od gumy do żucia.
● Nigdy nie pije napojów bez użycia słomki.
● Obejrzała wszystkie sezony Dr. House`a.
● Jest uczulona na jajka. Dostaje po nich wysypki i nudności..
● Posiada kupę kasy. Kiedyś szastała nią na prawo i lewo, dziś gardzi swoim dawnym trybem życia.
● Uwielbia motory, zwłaszcza oldschoolowe Harleye. Często sama grzebała w swoich autach.
● W Tulsie próbowała dorabiać jako kelnerka, ale we wszystkich klientach widziała swoich braci ,wiec    zrezygnowała z tego.
 ● Uwielbia muzykę. Świetnie śpiewa i gra na pianinie.
● Dość często pali i pije.
● Prowadzi nocny tryb życia. Tłumaczy się bezsennością, ale kto ją tam wie. Kocha spacery i pływanie w świetle księżyca z których właściwie nigdy nie wynika nic dobrego. .
● Wielbi książki kryminalne, oraz filmy grozy. Zachwyca ją twórczość Agathy Christie. Mówi o sobie, że ma detektywistyczny rodzaj umysłu.


Powiązania | Więzy Krwi | Galeria


 Od autorki: Karta zrobiona na szybko. Nad samym pomysłem na postać siedziałam jednak dość długo i myślę, że Rebekah wyszła naprawdę nietypowa. Karta z czasem zostanie kompletnie zmieniona z racji tego, że (zacytuję) [LUDZIE] Na ogół nie wierzą w Świat Nocy, ani o nim nie wiedzą. Kiedy jest inaczej giną w tajemniczych okolicznościach lub są zmuszeni stać się Dziećmi Nocy. Nie jestem jeszcze pewna co chcę zrobić, ale będzie to chyba zamiana w wampira. Nie wykluczone, że będę potrzebowała do tego kogoś do pomocy, ale jeżeli nie zyskam przychylności żadnego wampira, to sama sobie pomogę. Chętna jest do wszelkich przyjaźni, wrogości, romansów i tym podobnych. Jeżeli ktoś chce być w powiązaniach- pisać, bo na pewno nie spotka się z odmową. To tyle.

czwartek, 23 sierpnia 2012

Piszesz czy nie piszesz?

Witajcie. Tak sobie pomyślałam, że ruch na tym blogu kompletnie nie istnieje, to przydałoby się trochę listy przeczyścić. Więc stawiam oto przed Wami dwa pytania:

1. KTO Z WAS DEKLARUJE SIĘ DO DALSZEGO UCZESTNICTWA W ŻYCIU BLOGA?
- Avril Folle
- Isabella McKing
- Marcelina Grusiecka
- Quinn Wolf
- Jonathan de Brionne
- Elaine Carter
- Maryse Fairchild
- Matthew Knight

2. KTO Z WAS CHCIAŁBY Z KIMŚ POPROWADZIĆ WĄTEK, ALE NIE WIE Z KIM?
- Avril Folle
- Isabella McKing
- Marcelina Grusiecka
- Quinn Wolf
- Jonathan de Brionne
- Elaine Carter
- Maryse Fairchild
- Matthew Knight

Pierwsze pytanie ze względów oczywistych, drugie może nieco mniej, ale bezcelowe nie jest. Osoby, które widnieją na liście pod zarówno pierwszym, jak i drugim pytaniem powinny - tak logicznie myśląc - odpisywać na wątki, jeśli jakieś zaistnieją między Waszymi postaciami ;3.

Pytania wiszą sobie powiedzmy, że przez dziesięć dni, czyli do 02.09.2012 do godziny 16:40. 

C ya!

czwartek, 16 sierpnia 2012

''Hap­pyen­dy są tyl­ko w książkach i fil­mach. Życie uczy nas, że nig­dy nic do końca nie pójdzie po naszej myśli''

Jenny - jenny-humphrey Fan Art''- Mo­je życie się skończyło. Mam osiem­naście lat, a mo­ja dusza umarła. Przeczy­tałam więcej książek, niż ty przeczy­tasz w całym swoim życiu. Jes­tem kil­kakrot­na mis­trzy­nią świata w tańcu. Dos­tałam się na naj­lep­sze uczel­nie na świecie-Ox­ford, Har­vard, Sor­bo­na. Byłam w kra­jach, o których is­tnieniu ludzie nie mają pojęcia. Bez­czel­nie żyłam chwilą-im­pre­zowałam, piłam, no­ce spędzałam z przys­tojny­mi mężczyz­na­mi. Zat­ra­ciłam samą siebie. Z każdym kolej­nym suk­ce­sem umierała cząstka mnie''


Rosalie Evendsen

''Los his­to­rii za­leży cza­sem od przypadku''

Jenny Caps - jenny-humphrey Fan ArtMoja historia jest raczej smutna.Zaczyna się 23 lipca 1600 roku w Londynie,mieście w którym się urodziłam jako córka aktualnie panującej pary królewskiej.Miałam szczęśliwe dzieciństwo wypełnione miłością,miałam wszystko co chciałam.Wszystko zapowiadało się świetnie aż do moich osiemnastych urodzin które wtedy były wielką uroczystością i były hucznie obchodzone.Wieczorem miał odbyć się bal urządzony przez rodziców.Od rana szykowałam się na bal z pomocą służących,założyłam złotą suknie z falbanami a na głowie diadem,włosy miałam spięte.Wszystko było
 dopięte na ostatni guzik,jednak nigdzie nie było moich rodziców,jakby wyparowali z powierzchni ziemi.Wreszcie postanowiliśmy zacząć bez nich.Mimo ich braku bal bardzo się udał.Niedługo po północy goście rozeszli się,wciąż nie było moich rodziców,byłam bardzo zmartwiona,mimo to służące odesłały mnie do łóżka.Przez pół nocy nie mogłam zasnąć,wkońcu jednak zmęczenie wygrało.Następnego ranka wszytko się wyjaśniło.Okazało się że moi rodzice nie żyją.Zostali zamordowani.A ponieważ byłam pełnoletnia i byłam jedyną następczynią tronu parę dni później odbyła się moja koronacja.niedługo później odbył się też pogrzeb moich rodziców.Wpadłam w depresje,miałam mysli samobójcze.Z tego stanu wybudził mnie jednak pare miesięcy później pewien mężczyzna podający się za krola Irlandii.Był mlody,miał zaledwie 20 lat.Chciał zatrzymać się gościnnie w naszym zamku.Musiałam się zgodzić,niechciałam przecież między-narodowego skandalu.Przez pare dni swojego pobytu prubował się do mnie zbliżyć.Doceniałam jego wysiłki jednak nie poszukiwałam męża.Młodego króla troche to rozdrażniło.ostatniej nocy przyszedł do mojej sypialni i powiedział mi że jest wampirem.Przestraszyłam się ale zanim zdążyłam krzyknąć zatopił kły w mojej szyji.Następnego ranka obudziłam się w chatce na środku lasu razem z wampirem.Pierwsze pare lat swojego wampirze go życia spędziłam z Nim.Kiedy dał mi naszyjnik z kamieniem lapis-lazuri który miał mnie osłaniać przed słońcem,uciekłam.W swoje czterysta dwunaste urodziny postanowiłam pójść do Szkoły Dla Dzieci Nocy.


''Wygląd to tyl­ko do­datek do bar­wnej osobowości''

Jestem dość wysoka i szczupła,według moich znajomych jak modelka,według mnie jak tyczka.Moje oczy są koloru zielonego jednak kiedy jestem głodna nabiera szkarłatowego koloru.Niżej mam prosty nos i kształtne różowe usta.Moje blond włosy są lekko falowane i sięgają mi za łopatki.Posiadam bladą porcelanową cere bez śladu jakichkolwiek pryszczy czy piegów.Jednak to co najbardziej przyciąga wzrok to moje oczy,zawsze mocno pomalowane na czarno.Mój styl jest raczej gotycki.Zwykle nosze czarne rzeczy i glany.










''Uśmie­chnęła się z po­lito­waniem. To niewiary­god­ne, że na­dal nie stra­cił wiary w ludzi.
- Jes­teś naiw­ny. Nie boję się, że ją stracę. Oba­wiam się, co po­myślą ludzie, gdy się o tym do­wiedzą. Pew­nie się ode mnie od­wrócą, a mogę ich kiedyś pot­rze­bować.
- Fak­tycznie jes­teś wy­racho­waną suką.
- Może masz rację. Po pros­tu wiem, cze­go chcę w życiu''
Jenny - jenny-humphrey Fan Art

Nie należę do osób najłatwiejszych.Nie umiem panować nad swoimi emocjami.Jestem zmienna jak kwietniowa pogoda.Potrafię jednego dnia usmiechać się i być rozmowną a następnego zamknąć się w pokoju i nie dopuszczać do siebie nikogo.Jeśli ktoś każe mi opisać się jednym zdaniem odpowiem zawsze:Jestem dziwadlem.Dlaczego?Dobrze sobie zdaje sprawe jakaNigdy nie można przewidzieć tego, jak zareaguje na słowa czy czyny rozmówcy, czy przypadkiem nie wybuchnę płaczem,nie wścieknę się czy nie roześmieje się człowiekowi w twarz.Wybuchowa i nazbyt nerwowa,przypominam nieco tykającą bombe,która może wybuchnąć w każdej sekundzie.Manipuluje ludzmi kiedy mi się to podoba.Unikam zobowiązań ,przyjaźni jak i miłości.Jestem szczera do bólu i bezpośrednia.Drażnią mnie optymiści i słodkie lalunie.Mam swoje zasady których zawsze się trzyma.


Dodatkowo

  • lubi koty,nienawidzi psów
  • uwielbia pić kawe
  • jako człowiek potrafiła przenosić przedmioty siłą woli jednak po przemianie straciła tę umiejątność mimo że prubowała ją odzyskać
  • kiedyś prubowała żywić się zwierzęcą krwią,wytrzymała tydzień
  • woli kiedy zwraca się do niej Rose

W Skrócie

Imie i nazwisko:Rosalie Katherina Evendsen
Data i miejsce urodzenia:23 lipca 1600,Londyn
Pseudonim:Rose
Wiek:fizycznie 18,psychicznie-412

wtorek, 14 sierpnia 2012

'I guess it's my fault'

- Wiesz, czasami mam wszystkiego dość. Nie wiem co zrobić. Gdzie iść. To mnie przeraża... - mruknąłem. Leżałem na kozetce w gabinecie jednego z psychologów. Kolejnego psychologa, który ma mi ponoć zrozumieć 'moje prawdziwe ja'. Westchnąłem po raz kolejny, przyglądając się młodej kobiecie. Dałbym jej maksymalnie dwadzieścia pięć lat. Zerkała na mnie co chwilę, notując coś nieustannie w swoim małym notatniczku. Pewnie to co każdy inny... 'Quinn Wolf - schizofrenia, depresja przewlekła, rozdwojenie jaźni, silna antropofobia, hafefobia oraz agorafobia. Podejrzenie zespołu Cotarda.' Pokręcił tylko z rozbawieniem głową. Nie wiedział dlaczego, ale wyczuwał duże zainteresowanie terapeutki jego osobą. Nie specjalnie się jej dziwił. Nie był narcyzem, nie przejmował się swoim wyglądem, ale widział siebie oczami innych ludzi. To dlatego bał się miejsc publicznych. Miejsca publiczne = ludzie. Ludzie = dotyk innych. A to oznacza natłok obcych mu głosów w jego głowie. - Quinn, wydaje mi się że niestety nie mogę Ci pomóc - powiedziała fachowym tonem, uśmiechając się smutno. - Nie wiem co powoduje u Ciebie te fobie... - Ależ doskonale wiesz! - warknąłem, gwałtownie wstając z kozetki. - Mówiłem Ci to milion razy, Felicity! Wiem co o mnie myślisz. Wiem, że w tym momencie się mnie boisz. Wiem, że mi nie wierzysz. Bo przecież to co mówię, jest dla Ciebie kompletnie chore! Bo myślisz że jestem... psycholem - prychnąłem. Podniosłem bluzę w czarno-szare paski, która niefortunnie upadła mi na podłogę i ruszyłem do drzwi. Lekko się wahając, trzymając już rękę na klamce, odwróciłem się w stronę terapeutki. - Dzięki że próbowałaś. Raczej już więcej się nie spotkamy.
How the hell did we end up like this?
Wiesz, nie zawsze byłem taki. Tajemniczy. Jedyne czego zawsze chciałem to możliwość bycia wolnym. Przez dłuższy okres życia byłem po prostu... zamykany, przetrzymywany. Nawet nie pytaj. Może kiedyś opowiem Ci dlaczego, ale na Twoim miejscu nie spodziewałbym się tego. Nie jestem zbyt towarzyski. Czasami tak po prostu trzeba. Na Twoim miejscu uciekałbym jak najdalej ode mnie. Uwierz, nie chcesz mnie poznać bliżej. To może być dla Ciebie zbyt... niebezpieczne. Bo taki jestem. Niebezpieczny. Jeśli kiedykolwiek zechcę poznać Cie bliżej, nie martw się. Postaram wybić sobie ten pomysł z głowy. Lubię być samotny, nie przejmuj się. Samotność i chłód mi nie przeszkadza. Pamiętaj że tym mogę uratować Ci życie. Nie pytaj dlaczego. Nie zrozumiesz. Pamiętaj że jestem po prostu praktyczny. Najpierw zatroszczę się o siebie samego. Może potem później pomyślę o Tobie. Choć powinienem, nie mam w naturze ratowania obcego zadka. Oh, zapamiętaj. Nie lubię litości, tylko mnie drażni. Jeśli jesteś tą księżniczką na szczycie wierzy bronionej przez smoka... Nie uratuję Cię. Nie potrzebna mi jakaś kruszynka która będzie rozpaczała po złamanym paznokciu. Wybacz, słoneczko, ale przygotuj się na zawód miłosny.
So tell me how the hell How can I live without you now?
Właściwie to nie wiesz o mnie za dużo. Tym lepiej dla Ciebie... Choć jakby się nad tym zastanowić... Ah no cóż, niech będzie moja strata. Powiem Ci chociaż to, co powinieneś wiedzieć. Jestem Quinn Wolf. Nie mam żadnej ksywki. Mów mi po prostu Quinn, ok? Urodziłem się 28 lutego 1994 roku w Felixstowe (Anglia). Tak więc sam widzisz, stuknęła mi osiemnastka. Rany, jaki ja stary jestem... Wracając. Z tego co zrozumiałem, dzięki pomocy innych, jestem nefilim. Mam kilka darów, ale może sam spróbuj się dowiedzieć jakie? Może też pokażę Ci kiedyś moje skrzydła, hm? Samotnie zamieszkuję pokój nr. 12 w akademiku. Jak na razie nie spieszy mi się do szukania współlokatora, więc tak niech pozostanie.
I co, nadal tak bardzo chcesz mnie poznać?
***
Witam was wszystkich. Mam nadzieję że będzie nam się razem dobrze pracowało. Na zdjęciach jest Kellin Quinn, a same zdjęcia pochodzą głównie z tumblra.

"Być zagadką,której nikt nie zdąży zgadnąć nim minie czas..."

Angela Perri

Aniołek

To właśnie przeszło przez głowę Marry Perri, włoskiej projektantki wnętrz, widząc malutką dziewczynkę, która z uporem wpatrywała się w kobietę i jej męża. Miała niezwykle czarne, błyszczące włosy i rude kosmyki włosów. Pani Perri oparła się o ramię męża i zaszlochała. 
-Wyobrażasz sobie że to nasza córeczka? - Zapytała męża.
Już od pół roku starali się zaadoptować Angel. Właśnie dzisiaj miał być ten dzień. Malutka rudowłosa dziewczynka miała trafić pod ich skrzydła. Nie wiedzieli oczywiście kto był rodzicielem dziewczynki i zbytnio ich to nie obchodziło. Bardzo się pomylili nie rozmawiając przedtem z jej matką. Mieli oczywiście taką możliwość.
- Nareszcie! - Krzykną pan Perri, prowadzący we Włoszech kancelarie prawniczą, gdy tymczasowa opiekunka dziewczynki wyszła z pokoju z papierami i walizką.
- Proszę. - Powiedziała podając im bagaż i papiery. - W walizce są wszelkie rzeczy jakie zostawiła jej matka - Wytłumaczyła widząc podniesioną brew pana P.
  Po kilku chwilach dziewczynka siedziała w foteliku, idealnie przystosowanym dla pół rocznych dzieci. Obok niej siedziała Marry. Uśmiechała się i karmiła dziewczynka mlekiem modyfikowanym.W jej oczach było widać łzy. O to jej córeczka. Uśmiechnęła się gdy wjechali na podwórko wielkiej willi. Pocałowała córkę w czółko i patrząc na nią z czułością zaczęła rozpinać fotelik.

 "Być zagadką,której nikt nie zdąży zgadnąć nim minie czas..."

"Ona jest... Feniksem?"

Ruda kobieta o niezwykle czarnych oczach weszła na podwórko pani Shai, kobiety opiekującej się jej córką. Weszła do środka i przeszła do salonu. Z przerażeniem zauważyła że dziecka nie ma w łóżeczku. Wg nie było łóżeczka. Wrzasneła, a po chwili obok niej pojawiła się Ruby Shai.
- Gdzie ona jest?
- Adoptowana.
- Kto?
- Ci Perri. O to ich adres zamieszkania - powiedziała podając kobiecie kartkę, a tej po chwili już nie było.


Zapukała nerwowo do drzwi wielkiej willi przygryzła wargę. Po chwili drzwi się otworzyły, a kobieta bez słowa ominęła Marry.
- Zamknij drzwi. - Powiedziała do zaszokowanej kobiety.
- Kim pani jest?
- Zrób to, jeśli zależy ci na Angel! - Ryknęła, a druga zamknęła posłusznie drzwi.
Po chwili siedziała w salonie nerwowo przyglądając się państwu Perri i co jakiś czas zerkając na malutką dziewczynkę w łóżeczku i ze wzruszeniem zauważyła że ona ma jej oczy. 
- Znacie państwo feniksy?
- Te ptaki, co jakiś czas spalających się i rodzących na nowo?
- Angel jest Feniksem. Tak jak ja i jej ojciec. 
- Co? - Zapytał zaszokowany pan P. - Żartuje sobie pani???
- Nie. Podczas pierwszej kwadry księżyca Angel zmieni się we wspaniałego ptaka, blisko powiązanego z żywiołem ognia. Co rok w najbliższą jej urodzinom pierwszą kwadrę księżyca spali się i urodzi od nowa. Po 19 roku życia nie będzie się starzeć. Wiecie ile mam lat?
- Yyy... 16?
- 36. Wybaczcie, muszę znikać. - Powiedziała i po chwili biegła po podwórku.
- Wierzysz jej? - Zapytał Mark i spojrzał na żonę.
- Niestety.
- Czyli... Ona jest... Feniksem?
-Wszystko się okaże dzisiaj wieczorem. - Powiedziała i zapłakała gorzko. 
Tymczasem dziewczynka uśmiechała się do swoich rodziców.

 "Nie poddaj się, bierz życie jakim jest I pomyśl, że na drugie nie masz szans "

"Angel!

Ta... To nie ja!"

- Dery! Rusz swoje szanowne cztery litery i choć tu! - Krzykneła rudowłosa dziewczyna z zachwytem przyglądająca się nowemu obrazowi.
Po chwili do pokoju wszedł jej 11 - letni brat. - Czego?- Mrukną patrząc na ubrudzoną czerwoną, żółtą, białą i czarną farbą twarz siostry. Skrzywił się widząc jej pobrudzony farbą dywan. Podszedł bliżej i spojrzał przez ramię siostry na jej obraz. - Niezłe! Co to?
 -Feniks mózgu! - Powiedziała i się zaśmiała - Taki jak ja.
Jej brat spojrzał na nią z zazdrością. Też chciał by być Feniksem. 
- Piękny. -  Powiedział i obrażony chciał wyjść z pokoju.
- Co ci znowu zrobiłam? - Zapytała Angel i rzuciła się na łóżko. - Nie moja wina że jestem kim jestem!
- Ale możesz być tym "Feniksem" gdzieś indziej! - Powiedział urażony. - Już nie mogę się doczekać aż się nie wyprowadzisz.
Dziewczyna rzuciła w stronę brata wściekłe spojrzenie i schowała się pod poduszkę.

Po kilku godzinach drzwi się otworzyły i przeszła przerznie Marry. Nie interesowała się płaczem córki tylko podeszła i zaczęła się na nią wydzierać za to że obraziła jej pierworodnego. I tak było już od 9 lat. Gdy on ją obrażał - wszystko było okej, lecz gdy ona go - zawsze wszyscy się na nią wydzierali. 
- Angel! 
- Ta... To nie ja! - krzyknęła z przerażeniem wpatrując się w wypaloną dziurę w śnieżnobiałym dywanie.
 - Masz szlaban. Szlaban na wychodzenie i... - Rozejrzała się - komórkę. - Powiedziała zabierając jej najnowszego iPhona

Kilka godzin później Ang usłyszała krzyk i strzał z pistoleta. Szybko weszła na balkon. Wystarczyło jedno spojrzenie z jej czarnych oczu, wystarczało by zobaczyła człowieka z strzelbą chodzącego po podwórku. Przerażona, zobaczyła ciało kobiety leżącej na ziemi. Przeklęła cicho. Była to ich gosposia. Z ulgą stwierdziła że mężczyzna wszedł do domu. Zaraz, zaraz z ulgą? Przerażona usłyszała jak ktoś przewraca w kuchni rzeczy, szukając swojej ofiary. Dziewczyna szybko stanęła na balustradę balkonu i przeskoczyła na grubą gałąź drzewa. Mało brakowało, a straciła by równowagę. Jak najszybciej zaczęła schodzić po gałęziach. Usłyszała jak człowiek wchodzi na górę. Chyłkiem podeszła do krzaków i schowała się tam. Przez liście patrzyła na mężczyznę, który wszedł teraz na balkon. Najwyraźniej zrezygnowany wszedł do jej pokoju. Dziewczyna pochyliła się i przebiegła przez podwórze. Wybiegła na chodnik i jak najszybciej skierowała się w bok. Po przebiegnięciu kilkunastu metrów zatrzymała się. Musiała dojść do pani Shai.

"To moje życie takim je pozostaw, nie osądzaj bez podstaw nienawiść na bok odstaw...."

 Strach przed tym, co nieuniknione. 

Przypomniała sobie jak siedziała u pani Shai i piła gorącą herbatę. Wpatrywała się w dwie kobiety przed sobą. Jedną rudą i czarnooką, drugą brunetkę o ciepłych niebieskich oczach. W tą pierwszą wpatrywała się z niezwykłą intensywnością. Miała wzrok tak zwanego "zabójcy", jak śmiały się jej przyjaciółki. Wzrok ten oznaczał że dziewczyna najchętniej zrobiła by coś osobie do której kierowane było spojrzenie. Kobieta wpatrywała się w nią z... Zaciekawieniem wymalowanym na szczupłej twarzy o niezwykle delikatnych rysach. W końcu kobieta przemówiła. "Nie możesz wrócić do Marry i Marka." Powiedziała akcentując ostatnie wyrazy. Wymawiała je z wielką... Odrazą? Angel prychnęła jak rozjuszona kotka. "Są moimi rodzicami...", " I nasłali na ciebie Łowcę. Kogoś kto zabija dzieci nocy" Wytłumaczyła widząc pytające spojrzenie dziewczyny. "Zabiorę cię do Nowego Yorku.".
Nie mogła nawet negocjować. Następnego dnia (Nocowała u Shai) wróciła po nią Amelia (Bo tak nazywała się jej biologiczna matka) i zabrała ją na samolot. Dziewczyna całą podróż oglądała filmy na swoim laptopie (Którego dostała razem z resztą swoich rzeczy. Perrowie uważali że jest zagrożeniem dla nich i ich kochanego "Deryczka".) Zupełnie ignorowała siedzącą obok Amelia, nie przejmowała się tym tylko sączyła drinka i wesoło rozmawiała z pasażerką obok. Od czasu do czasu pytała się czy czegoś nie chcę, a wtedy dziewczyna odpowiadała urażonym tonem co chcę, lub po prostu kręciła głową. Gdy wysiedli Ang rezolutnie stwierdziła  w stronę stewardes że lód był o dwa stopnie za ciepły, przez co wyglądał jak śnieg. Pół godzinny później, gdy wysiadali z taksówki przed wielkim wieżowcem zwróciła uwagę że powinny zapłacić 18 dolarów, a nie 25. Tak obliczyła całą drogę.
1 wrześnie poszła do szkoły. Nie nie stała się lubiana. Według niektórych kujonka, siedząca całe dnie nad książkami. Nie nie prawda. Po prostu miała to coś, a wystarczało jej godzinna nad książką by znała ją całą na pamięć. Połowa płci brzydkiej uważała ją za istotę boską, przynajmniej tak wyglądała. Druga po prostu ustawiła sobie cel by się z nią umówić. Tak powiedziały jej Pati, Ruby i Felicja, dziewczyny z którymi się przyjaźniła. 

Jake znowu jej dokuczał. Raz ukradł jej piórnik, potem ciągał za włosy. Z przerażeniem uznała że za nią idzie. Chciała uciec od niego, lecz chwycił ją za włosy i pocałował. Potem odszedł. Nie przyszedł już do szkoły, znikną. I dziewczynę to bolało.Ponieważ w głębi duszy go kochała. Płakała przez długi czas, zamykała się w pokoju na wiele godzin. W końcu Amelia, podenerwowana stanem córki, która nie chciała z nią rozmawiać, wezwała psychologa. Ten zamykał drzwi zielonego pokoju i często słyszała płacz. W końcu Angela, najwyraźniej pogodziła się ze stratą i stała się taka jak dawnej. Lecz nie brała już wszystkiego tak na serio. Choć miała teraz takie chwile że zamykała się w sobie i dopiero po kilkunastu sekundach zauważała że jej biologiczna matka tak się dziwnie jej przygląda.

"Spójrz w moje oczy.. one odbiciem duszy..
umiesz z nich czytać.. słuchać nie musisz.."

 Nowa szkoła - Nowe życie

- Masz piękne oczy - Powiedziała w pewnej chwili Ruby. -Wiesz że one są odbiciem duszy? - Powiedziała i spojrzała w jej oczy.
- Brednie - Mruknęła Ruda i speszonym wzrokiem uciekła w stronę gazety.
- Ty masz oczy czarne jak rubiny... - Zastanawiała się chwile Ruby - Oznacza to że jesteś osobą inteligentną i wrażliwą, a w przyszłości doznasz więcej szczęścia niż wcześniej.
- Miejmy nadzieje... - Szepnęła pod nosem Angela

Stanęła przed lustrem i przyjrzała się swojemu odbiciu. Niezwykle szczupła, o rudych jaskrawych włosach. Gdy dochodziły pierwsza kwarta księżyca stawały się wręcz czerwone. Usta pomalowane na czerwono i oczy. Czarne, błyszczące się oczy.


Coś tam.

- Obecnie ma 17 lat
- Musiała przyjść do szkoły bo jej matka prawie została zabita. Chcieli złapać ją Łowcy, lecz, nieszczęście przeżyła.
- Ma pokój numer 17.

czwartek, 26 lipca 2012

Miłość od pierwszego włożenia.

Audrey Wrong "Monkey, Mo"
dziewiętnastoletnia zmiennokształtna
zmienia się oczywiście w małpę
urodzona 16 września
w Las Vegas


Tej panny nie trzeba opisywać. Wystarczy poobserwować ją przez jakiś czas i od razu wiadomo jaka jest. Co można sobie o niej pomyśleć, gdy się na nią spojrzy? Od razu widać, że jest wrażliwa, a przy tym odważna. No i straszny z niej dziwak, naprawdę. Kolorowe dredy, kilka kolczyków i od razu widać, że coś nie halo, a jeszcze jak założy jeden ze swoich staromodnych hipsterowskich swetrów to już w ogóle zastanawiamy się skąd ona przybyła. Ale nie, wcale nie jest jakaś straszna. Jest strasznie sympatyczną osóbką, która potrafi dogadać się naprawdę z każdym. Ma swoje sposoby, a co. Do każdego, nawet nieznajomego przyjdzie z szerokim uśmiechem na twarzy służąc puszką piwa, czy czymś w ten deseń. Ale nie jest jakąś pijaczyną, wręcz przeciwnie. Rzadko kiedy sięga po alkohol, a narkotyków nie tyka. Dziwne? Wcale nie. Większość osób uważa, że jej to niepotrzebne, żeby śmiać się z byle czego, czy płakać bez powodu. Wrong jest strasznie uczuciową osobą, co nierzadko jej przeszkadza. Jest przyjacielska, ale nie zawsze. Raz na jakiś czas miewa swoje humory i dogryza innym z byle powodu. Ale nie ma powodu do obaw, przytuli każdego, nawet jeśli nie ma takiego powodu. Właśnie, Mo uwielbia się przytulać. I kisiel. I różowe skarpetki.
Jeśli chodzi o jej otwartość to różnie bywa. Nie potrafi otwarcie mówić wszystkim dookoła o swoich problemach, natomiast jeśli zachce jej się siku to od razu wszyscy o tym wiedzą. Jest raczej słuchaczem. Ze swoim doświadczeniem mogłaby zostać jakimś psychologiem. Kto wie... Może takie będą jej dalsze plany? Oczywiście, z pewnością nie będzie miała zamiaru opuszczać Szkoły dla Dzieci Nocy i jeśli miałaby zostać psychologiem to szkolnym, a co! Co do szkolnego personelu to strasznie go uwielbia. Jeśli ktoś pamięta jeszcze ŚP Justine Blake, niegdyś woźną, powinien od razu pomyśleć o tym, kto z nią urządzał sekretne dyskoteki, czy uciekał z lekcji przez okno w szkolnej toalecie. A może ktoś jeszcze pamięta, jak to Matthew Knight podkochiwał się w tej przeuroczej kobiecie... No i ten, Audrey uwielbia pomagać personelowi, a najbardziej kucharkom czy dozorcą. Umyć toalety, czy ugotować obiad. Ogólnie strasznie z niej pomocna osóbka, a co! Uwielbia kolorowe rzeczy, jej świat jest strasznie kolorowy. Nawet jej włosy ciągle nabierają innych barw. O właśnie, jakiś czas temu zrobiła sobie śliczny tatuaż uwieczniony na fotografii poniżej. Wniosek z tego taki, jeśli cokolwiek Cię trapi, zgłoś się do Monkey, która zaraz zacznie Cię przytulać i słuchać, co tam masz jej do powiedzenia. Uwielbia to robić, to znaczy przytulać. Każdego,  bez względu na wiek, czy wygląd, ale o tym chyba była już mowa...
Ponadto, wariateczka z niej na sto pro, o czym wie większość tutaj zgromadzonych, a kto jeszcze tego nie wie, dowie się w najbliższej przyszłości. Ta dziewczynka z pewnością nie zniknie w tłumie.
Ale, tak jak każdy, i Wrong ma swoje tematy tabu, których nie porusza przy nikim. Tak właściwie to ona bardzo mało mówi o sobie, swojej przeszłości czy innych pierdołach, które mało kogo interesują. Unika opowiadania o sobie jak tylko może, przez co niejedna osoba jest urażona, ale ona po prostu nie będzie o sobie opowiadać i już. Może komuś kiedyś uda się ujarzmić to zwierze i wydobyć z niej to, co najpiękniejsze. Może... 
Co jeszcze można o niej rzec? W najbliższej przyszłości planuje stworzyć mini zoo w swoim pokoju, domku. Zobaczymy, jak to będzie, bo w sumie Mo nie lubi kotów, ani psów. Pożyjemy, zobaczymy, no.

Cześć, jestem Mo, mam fajny ogon, uwielbiam kisielki i różowe skarpetki!

[Karta wyszła jak zawsze, pewnie kiedyś ją ogarnę, a póki co gorąco ściskam tutaj każdego i mam nadzieję, że co niektórzy mnie tutaj będą pamiętać. Zdjęcia z weheartit. :D]

środa, 25 lipca 2012

Wild hearts can't be broken.

Tumblr_m2dtksgrdb1qj7lyuo1_500_large

| Marcelina Julia Grusiecka |
| „Gruszka” | „Marcela” |
| urodzona jedenastego czerwca 1996 roku w Polsce |
| hybryda demona i łowcy |
| pokój numer 14 (?) |

            Jedenasty czerwca, rok dziewięćdziesiąty szósty, Polska, lokalizacja bliżej nieznana. Nad państwem z białym orłem na czele zawisły ciężkie chmury. Bezkresny błękit nieba niespodziewanie otulił szary woal. Pracownicy stacji meteorologicznych byli niezwykle zdumieni natychmiastową zmianą pogody, tym bardziej, iż wczorajsze pomiary i obserwacje jednogłośnie wskazywały słoneczne popołudnie. Jednakże ich prognozy okazały się błędne, gdyż pierzaste szare „owce” zaczęły ronić swoje łzy. W tym samym czasie mężczyzna przemierzał przez ulice niedużej mieściny. Ubrany był w szarą bluzę. Szeroki kaptur skutecznie chronił tożsamość tegoż człowieka. Pewnie mijał kolejne skrzyżowania, ignorując coraz to intensywniejsze krople wody, odbijające się od zniszczonego chodnika. Deszczowi towarzyszył silny, porywisty, północny wiatr, który był przewodnikiem nadciągającego karawanu czarnych, burzowych chmur. Mężczyzna słyszał już puste i złowrogie odgłosy piorunów przedzierających się przez dziesiątki kilometrów. Ostatecznie jego wędrówka zakończyła się przed drzwiami pewnego mieszkania, które znajdowało się w starej kamienicy. Człowiek wszedł bez pukania, niezwykle pewnym krokiem. Przemierzył korytarz, a następnie udał się w kierunku prowizorycznej kuchni. Mimowolnie spojrzał na zegar, wiszący na zdezelowanej ścianie. Trzynasta dziesięć. Nagle stanął wstrząśnięty widokiem, jaki zastał. Scena, jaką ujrzał, skutecznie wyrwała go z zamyślenia. Jego źrenice zwęziły się z przerażenia, serce zaczęło wybijać najdziksze rytmy w klatce piersiowej, zaś usta domagały się jakiejkolwiek ilości wody. Zamknął mocno powieki, aby ponownie je otworzyć, jednakże sceneria nie uległa zmianie. Dopiero teraz doszedł do niego głośny płacz dziecka.
            Właśnie w tej chwili na świat przyszła Marcelina Julia Grusiecka.

Tumblr_lw9fm6e1br1r47u24o1_1280_large

Rok przed narodzinami Marceliny cały świat istot magicznych drżał z oburzenia. Otóż światło dzienne ujrzał sekret, precyzyjnie ukrywany przez pewną nietypową parę. Określenie tego związku jako „nietypowy” to najłagodniejszy epitet. Ta dwójka z góry była skazana na porażkę, a dalsze utrzymywanie kontaktów groziło surowymi konsekwencjami. Kto by słyszał o pięknej demonicy, która wdaje się w romans z łowcą, tępicielem jej gatunku? Jednakże najwidoczniej prawa ręka Lucyfera, zwana Vindice nie zważała na reprymendy, czy nagany. Szanowany łowca Terrore również nie reagował na jakiekolwiek rady, uwagi, wskazówki. Oboje kontynuowali swoje spotkania, aczkolwiek stali się ostrożniejsi. Nie, to na pewno nie był przelotny romans. Za wiele ryzykowali, za dużo poświęcali, aby to wszystko zakończyło się w niedalekiej przyszłości. To było coś trwalszego. Oboje pielęgnowali starannie to uczucie w swoich sercach, podsycali nadzieją, aby nikły płomyk miłości nie zgasł, zagrożony hucznym wiatrem dwóch wrogich światów. Obawiali się o każdą następną minutę własnego istnienia, aczkolwiek byli ze sobą i to napawało ich szczęściem, które zagłuszało wszelkie lęki.
            Owocem tej pięknej miłości stała się Marcelina. Była niczym symbol uporu, miłości, odwagi oraz poświęcenia. Vindice oraz Terrore odcięli się od świata istot magicznych i cały swój czas poświęcali wychowaniu córeczki. Z morderców pozbawionych sumienia stali się troskliwymi rodzicami. Sami byli zadziwieni swoją radykalną zmianą, ale mieli większe ambicje od zabijania na potęgę. Przybrali nową tożsamość jako państwo Grucieccy. On, Jakub, zdobył wygodną posadę w banku dzięki stałym awansom. Ona, Weronika, od rana do południa pracowała jako sekretarka w kancelarii prawniczej. Funkcjonowali jak pospolici ludzie i z codziennej monotonii potrafili wycisnąć wiele kropel szczęścia.
            Marcelina zaś rosła jak na drożdżach. Dosłownie. W przedszkolu przewyższała swoje rówieśniczki, przez co miała dostęp do lalek barbie i koników pony ustawionych na najwyższych półkach. Dodatkowo odznaczała się delikatnością, inteligencją i kulturalnością. Jej wychowawcy nie mogli przestać chwalić jej zapału do czytania książek, ciekawości świata oraz swobodnego przyswajania wiedzy. Komplementy nie ustawały ani w podstawówce, ani w gimnazjum. Każdą klasę kończyła z wyróżnieniem za wysokie wyniki w nauce. Krótko mówiąc: miała szczęśliwe dzieciństwo, a wiek młodzieńczy rozpoczęła równie udanie.
            Sielankowe życie państwa Grusieckich przerwało pewne wydarzenie. Otóż łowcy namierzyli swojego dawnego współpracownika oraz poszukiwaną od lat szesnastu Vindice. Informacja o istnieniu Marceliny tak rozwścieczyła Lucyfera i Łowcę Decydującego, iż wspólnie zaplanowali spisek. W wyniku dokładnie zorganizowanej operacji, rodzice Marceli zginęli. Nikt dokładnie nie wie, co się stało, a dziewczyna nikomu o tym nie wspominała. Sama ledwo uszła z życiem. Po tym tragicznym wypadku posiada na lewym ramieniu bliznę w kształcie błyskawicy. Plotka głosi, że nad jej losem ulitował się młody łowca i zdradził istnienie Szkoły dla Dzieci Nocy. Rudowłosa skorzystała z danej szansy i uciekła do Ameryki Północnej. Tam w porozumieniu ze swoimi pobratymcami odnalazła instytucję, która miała jej zapewnić bezpieczeństwo. 
Tak kończy się pewien rozdział w życiu Marceliny Julii Grusieckiej i rozpoczyna nowy, gdyż życie... gdyż życie toczy się dalej. Pewnie jesteś ciekawy jak potoczą się jej dalsze losy? Ja również, ale przeczuwam, że mordercy jej rodziców gorzko tego pożałują.

Tumblr_lrn9hpmcj21qeo03no1_500_large

Szary przechodzeń patrzy na tę urodziwą pannę i zastanawia się jakim cudem jednym z jej rodziców jest demon? Z wyglądu bardziej przypomina anioła, niźli jakąś bestię żądną krwi. Spojrzy jedynie na jej niewinne błękitne oczy i jest wielce przekonany, iż prędzej ma do czynienia z nefilim, niżeli z kambionem.Marcelina jest właścicielką niebanalnej urody, głównie ze względu na swoją rasę. Kambiony w końcu mają uwodzić bezbronną ludzkość, aby następnie patrzeć na cierpienie niewinnego człowieka. Pierwsze, co rzuca się w oczy obserwatora to rzadko spotykany odcień skóry. Karnacja dziewczyny przypomina barwą delikatną porcelanę, czy też jasne, białe mleko. Alabastrowa cera jest jednym z wielu atutów szesnastolatki. Włosy stanowią wyraźny kontrast pomiędzy bladziutką twarzyczką. Marcela wyróżnia się z tłumu intensywnie rudą czupryną. Najczęściej spina ją w luźne koki, bądź klasyczne kucyki, a niesforne kosmyki opadają na jej gładkie, czasem subtelnie zaróżowione, policzki. Jak na typowego rudzielca posiada nieliczne piegi, które okrywają jej zgrabny, lekko zadarty nos. Naturalnym kolorem tęczówek uczennicy jest czerń, lecz jest wdzięczna osobie, która wynalazła soczewki kontaktowe. Może i ten błękit wygląda na niewyraźnie stłumiony poprzez ciemną barwę, ale cieszy się efektem. Najczęściej używa niebieskich soczewek, aczkolwiek próbowała również z zielonymi. Obecny rezultat bardziej przypadł jej do gustu. Błękitne oczy zdradzają częste zamyślenie ich posiadaczki. Upiększają je firanki gęstych rzęs. Do jej walorów możne również dodać pełne różane wargi, często wykrzywiane w przyjacielskim uśmiechu. Pomimo ujmującego oblicza, rudowłosa skarży się na swoje sto sześćdziesiąt trzy centymetry wzrostu. Wobec większości uczennic wydaje się kruszynką. Całe szczęście, iż ta „kruszynka” posiada imponującą kolekcję szpilek. Marcelina jest osobą szczupłą, proporcjonalnie zbudowaną, o zgrabnych, długich nogach, które niekiedy odsłania, wybierając zwiewne, lekkie sukienki. Częściej jednak spotkasz ją w luźnych dżinsach, bluzie (oczywiście większej o dwa rozmiary) oraz wygodnych, znoszonych trampkach. Lubi eksperymentować ze swoim wizerunkiem.

427724_400086220008456_225512134132533_1768510_1654285608_n_large

Jej charakteru nie da się zawrzeć w kilku słowach, zdaniach, a nawet całe wypracowanie najzdolniejszego pisarza nie dorównałoby prawdziwej osobowości Marceliny. Jest z niej istota niezwykle różnorodna, o wielu obliczach, zmienna niczym kameleon. Gwałtownie przeinacza swoje misterne plany i opinie na dany temat, jest niestała w uczuciach. Jej dusza przypomina nieustanną walkę cech charakteru. Wygrywają te, które są silniejsze i triumfują w danej chwili. Nigdy nie wiadomo, jakim uśmiechem obdarzy swojego rozmówcę. Czy będzie on sympatyczny i szczery, a może jadowity i ironiczny? Wpływ na jej kontakty międzyludzkie ma również humor. Także ogólnie rzecz biorąc… niech nikt nie zrazi się jej lodowatym spojrzeniem. Może po kilku wymianach zdań zaakceptuje kogoś, a nawet będzie potrafiła określić go mianem „kolegi/koleżanki”? Tylko niech nikomu nie przyjdzie na myśl, iż uda mu się „oswoić” pannę Grusiecką w pięć minut dzięki miłej gadce. Jej grzeczność i tolerancja mogą tego nie strawić.


Według wszelakich źródeł wiedzy o istotach magicznych, kambiony potrafią jedynie panować nad żywiołem ognia. I faktycznie, Marcelina opanowała tę umiejętność do perfekcji. Manewruje płomieniami siejącymi zło jak tylko jej się spodoba. Jest w stanie przejąć kontrolę nawet nad najdzikszym i największym pożarem. Niech nikt nie będzie zdziwiony, kiedy w odpowiedzi na nieuprzejmość spali większość jego garderoby. Jednakże jest ona córką jednego z najpotężniejszych demonów. A ta rasa istot magicznych ma wiele zdolności, do których należą między innymi teleportacja, władanie czyimś umysłem, czy telepatia. Nastolatka odkryła u siebie te umiejętności, jednakże musi poświęcić im więcej czasu. Żadnych z nich nie rozwinęła nawet do poziomu podstawowego, ale uparcie ćwiczy codziennie.



powiązania | archiwum myśli spisanych


[Dzień dobry, cześć i czołem. Karta uzupełniona, jednakże planuję poprawki. Nie miałam przedtem do czynienia z blogami zespołowymi, więc z góry przepraszam za własne niedopatrzenia i błędy. Jestem otwarta na wszelkie propozycje. Zdjęcia pochodzą ze strony weheartit.com. Krótkie przywitanie kończę pozdrowieniami.]      

niedziela, 22 lipca 2012

Mów mi Gabe.

Zabawne jak kilka słów może sprawić, że człowiek będzie wyglądał na zasmuconego. Wystarczyło, że trzy słowa zostały wykrzyczane, a niebieskie oczy przestały radośnie błyszczeć. 
-Nie znam cię – powtórzyła osoba, patrząc na chłopca o niebieskich oczach ze wściekłością. 
-Znasz, jestem Gabe – wypowiedział łagodnie i wyciągnął dłoń, chciał pogłaskać towarzysza po policzku. Odsunął się, a Gabe zastygł. Zabolało.
Ręka niebieskookiego wróciła powoli na swoje miejsce przy tułowiu.
-Jak masz na imię? Nazwisko? Skąd pochodzisz? Jak się tutaj znalazłeś? Kim ty właściwie jesteś? Odpowiesz mi na to kiedyś? –Pytania brzmiały prawie jak warknięcia, tym razem to chłopak zrobił krok w tył.
Gabe zagryzł dolną wargę, jak miał w zwyczaju. Często gryzł swoje pełne, niemal kobiece usta, kiedy był zestresowany.
-Nie – odpowiedział po chwili ciszy, opuścił głowę, przypatrując się butom. Kilka brązowych kosmyków przesunęło się w dół.
-Dlaczego?
-Zostawiłem to, nie ma tego wszystkiego, jestem po prostu Gabe, nic więcej – oznajmił, podnosząc wzrok, nieco niepewnie spoglądając na swojego rozmówcę. 
-W porządku, dla mnie jesteś niczym, nawet nie jesteś Gabem.
Gabe zacisnął oczy, gęste rzęsy rzuciły cienie na jego chorobliwie blade policzki. Zabolało. 
-Po prostu nie mogę…
Rozmówca spojrzał na niego i uśmiechnął się kpiąco.
Gabe wyglądał jakby pod wpływem spojrzenia, które czuł, zmalał o co najmniej kilka centymetrów, a przecież i tak jego wzrost nie był zbyt pokaźny, zaledwie metr siedemdziesiąt pięć, gdzie uparcie dodawał "i pół". 
-Powiedz coś – poprosił Gabe, jego głos drżał lekko, ale chłopak otworzył oczy i jedyne co zobaczył to plecy swojego przyjaciela. Nie, już nie przyjaciela. 
Gabe opadł na trawę i podciągnął kolana pod brodę, owijając je szczupłymi rękoma
Bolało, a przecież mógł powiedzieć.
Nazywał się Angelo Brasi, chociaż i tak wszystkim podawał się za Gabe’a.
Pochodził z Włoch, a urodził się w nie tak znanej, ale pięknej i kolorowej Vernazzie.
Czasami sam się zastanawiał jakim cudem trafił, aż do Stanów Zjednoczonych, ale zwalał to na ciągłe przeprowadzi, których zaliczył naprawdę wiele, a miał dopiero szesnaście lat.
Nie odpowiadał, bo się może trochę bał, bo może w końcu by mu się wymsknęło, że jest nefilim.
W tej chwili Gabe chciał rozwinąć skrzydła i uciec, ale to pragnienie nie było niczym nowym.
Canton, Ohio, Stany Zjednoczone, rok 2011.
Angelo Brasi ▬ Gabe
17 lat ▬ 13.03.1995
pokój … ▬ nefilim 
"Znajdź sobie miejsce we własnej głowie i schowaj się tam."
Cytat z filmu "Efekt motyla".

[Pięć razy zmieniana muzyka, trzy razy zmieniany cytat i tragiczna karta postaci, czy może być lepiej?
Może, ponieważ zachęcam Was do wątków z nami oraz tworzenia powiązań, mam nadzieję, że będzie nam się miło współpracowało.
Co do pokoju, to kto chce z Gabem?]

My little secret....

''Pozwólcie, że opowiem wam krótką historię, o pewnej osóbce, stwarzającej pozory delikatnej róży, która w każdej chwili może się rozpaść na miliony małych ' kawałeczków', jednak potrafi też nieźle ukłuć' - A

Dawno dawno temu, na świat przyszła mała dziewczynka, lecz nie wiedziała co się z nią stanie gdy ukończy szesnasty rok życia. Jej piękna i utalentowana matka, zmarła tuż po porodzie, a raczej została zamordowana. Jej starsza siostra Cassidy miała wtedy trzy latka. Ojciec nadał dziewczynce imię Madeleine po prababci. Młoda dama, dorastała w Miami, skąd pochodzi, Cassie wyjechała, wiec została tylko z ojcem. Układało im się niezbyt dobrze, wieczne kłótnie, ucieczki, imprezowanie, tak objawiał się młodzieńczy bunt Maddie. Ojciec zatem potrafił jej wygarnąć śmierć matki,  i obwinić ją o to, gdzie wcale to nie była jej wina. Raczej.
W dzień jej szesnastych urodzin, zaczęło się dziać z nią coś zupełnie, dziwnego....nie ludzkiego. Ojciec, zabrał ją daleko poza miasto, i powiedział jej, co i jak się  z nią stanie, że jest nietypową dziewczyną, dostała dar, którego jej siostra nie ma. Powinna się cieszyć, że to ona została obdarzona, jednak? Madeleine wcale się nie cieszyła, uznawała to za przekleństwo, które ją dotknęło. Nienawidziła siebie i tego czym jest. Z roku na rok, zaczęła się bardziej przyzwyczajać do swojego życia, próbowała kontrolować to, a zarazem żyć jak normalna nastolatka. Miała zaufanych przyjaciół, lecz nie mogła wyjawić im małego sekretu.  Była, a raczej nadal jest, zwariowana, szalona, uśmiech nie schodził jej z twarzy. Wieczna optymistka, tak myślę, że to dobre stwierdzenie o niej, mimo, że nie miała lekko w życiu.

Pewnego dnia, będąc w parku, natknęła się na dziwną ulotkę, z 'dziwną' szkołą. Zaczęła ją przeglądać swoimi dużymi czekoladowymi oczami,  jej kręcone ciemne włosy, swobodnie opadały na jej delikatną  twarz. Akurat miała je rozpuszczone, lubi też je sobie spiąć, lub po prostu potargać. Czytała w myślach to i owo o tej szkole, poruszając przy tym swoimi pełnymi ustami.  Stwierdziła, że jest trochę daleko, jednak pasuje ona do niej, po części. Madeleine postanowiła o tym porozmawiać z ojcem i jak najszybciej udać się do tego miejsca.
Jadę!
- Oświadczam Ci, że wyjeżdżam właśnie tam.-  Wręcz rzuciła ulotkę na stół i pokazała dokładnie palcem.
- Chyba sobie żartujesz- Bryan stanowczo podniósł ton- Nie dość, że twoja zadufana siostra wyjechała, to teraz Ty?
- Zrozum, to miejsce jest idealne dla mnie! - Podniosła się gwałtownie z krzesła.
- Nie zgadam się
- Ale ja Cię wcale nie pytam o zdanie, ja Ci to oświadczam, i nie mam zamiaru słuchać twoich sprzeciwów. Idę się pakować. - Skończyła momentalnie, i ruszyła do góry, nie słuchając ojca.

 Zapakowała bagaże, i usiadła na łóżku. Nie wiedziała co zrobić, wyjechać i zostawić dotychczasowy życie, przyjaciół? Czy zostać i czuć się jak wyrzutek wśród ludzi.....
Siedziała tak, i nie zauważyła nawet, że jest noc.  Postanowiła wyjechać, jak będzie bardzo źle, może wrócić.  Na ogół w nocy są pustki. Zeszła po cichu na dół i napisała krótki list.

" Drogi tato, wiem, że możesz być zły, ale ja już dłużej tak nie mogę. Czuję się tutaj jak wyrzutek, nie chcę tak, Ty jesteś normalny, to mama była inna, dobrze o tym wiesz. Tam są ludzie, podobni do mnie, pomogą mi. W razie czego, zawszę mogę wrócić, zadzwonię jak dotrę na miejsce. 
Mimo Ciągłych kłótni, to i tak Cię Kocham. "
 Madeleine"

Położyła list przy jego łóżku, na widocznym miejscu, i  wyszła z domu, wsiadła w samochód i ruszyła w drogę. Bardzo długą drogę. Musiała to zrobić, po prostu musiała. Chciała się przekonać jak tam będzie, czy się za klimatyzuje, czy wróci.

Zajechała na miejsce rano, pozostawiła samochód na pobliskim parkingu, i ruszyła do wielkiego budynku. Wyglądała na pewną siebie młodą kobietę, jednak  środku, panicznie się bała.
Na pierwszy rzut oka, można ją błędnie ocenić.
Grzeczna dziewczynka, z pewnym charakterkiem, jakim? Dowiedzie się wkrótce.
 Budynek był duży i okazały, zadziwiała się nim, korytarze szerokie i długie.
 Stukała szpilkami o posadzkę szukając sekretariatu. Znalazła go, pukając weszła do środka.
 Przedstawiła się i podała wszystkie dane. Miła kobieta w średnim wieku, dała jej kwestionariusz który musiała wypełnić.


"Chociaż, przeżyła wiele  życiu tragedii, nigdy nie schodzi jej uśmiech z twarzy, chyba, że stanie się coś na prawdę złego.Uważa, że trzeba żyć dalej, mimo, że życie jest takie ciężkie i niesprawiedliwe. Nic nie jest sprawiedliwe...
  Poznajcie ją"

Zaczęła czytać na głos:

Nazywam się:

Madeleine Stoner

Mam:  18 lat
Moja rasa to: Zmiennokształtna i zmieniam się w Irbis.
Czasem mówią na mnie''Maddie'' "Mad"

'' Najlepiej Opowiedzieć coś o sobie"- Zacytowała z uniesioną brwią. Podparła głowę ręką i zaczęła się zastanawiać, powiadając w myślach:

''Mój Charakter? Raczej ciężko jest opowiadać o sobie, najlepiej jak się mnie pozna samemu'- Pomyślała sobie dość głośno, w sumie...  powiedziała to.
 Przypomniały się jej słowa jej przyjaciół, którzy kiedyś ją podsumowali i opisali właśnie tak:

'. Jak to się mówi ''Wilk w owczej skórze''. Zazwyczaj jest delikatna, miła,zabawna, zwariowana, przyjacielska i pomocna(dlatego zwykle to do niej ludzie przychodzą z problemami), czasem nieśmiała lub nieufna. Jest w niej jeszcze wiele cech, które być może ukaże. Czasem potrafi zachowywać się jak dziecko, które właśnie ujrzało największe wesołe miasteczko.  No właśnie i jest druga strona natury jak ktoś ją rozzłości, lub coś podobnego, wtedy jest źle. W niektórych sytuacjach nie potrafi jeszcze zapanować nad''darem'', dlatego też czasem wyrastają jej uszy i ogon, wtedy śmiesznie wygląda. Zdecydowanie potrafi: zajść za skórę, być wredna i chamska jak już się zadomowi. A na początku, miła, i przyjacielska, sprawdza ludzi.  Czasami ma ataki złości lub paniki. Jak jest zła lepiej ''Bez kija nie podchodź'. Szybko nawiązuje nowe kontakty i się zaprzyjaźnia choć czasami jest naprawdę ciężko- jak to ona uważa . Jest Heteroseksualna, ale i też tolerancyjna dla innych. Jak każda kobieta ma zmienne humory. Nie lubi przebywać sama, chyba, że tego chcę, albo jest inny powód ku temu. W najmniej odpowiednich momentach potrafi wtrącić swoje trzy grosze, co zazwyczaj jest z tego afera lub kłótnia Lubi się śmiać i jeść lody truskawkowe, pić kawę latte i najróżniejsze drinki, nie zapomnijmy też o tym, że uwielbia imprezy. Ceni sobie szczerość, ale nienawidzi kłamstw, już woli poznać nawet tą najgorszą prawdę.. Panicznie boi się Pająków, węży i wszystko co z tym związane, więc jeśli coś takiego zobaczy piszczy, krzyczy, aż ogłuchnąć można... Późnymi wieczorami bądź nocą można spotkać ją w parku, lesie bądź na dachu szkoły, lubi oglądać gwieździste niebo wraz z widokiem pełnego księżyca pośród malutkich migocących gwiazd, wtedy budzą się w niej  cechy marzycielki i romantyczki
Nie zapomnijmy też, że potrafi być drapieżna, i dzika, lubiąca imprezy, modę, makijaż. Krótko mówiąc, jest zarazem słodka, jak i gorzka. Zależy dla kogo .''

 Zaśmiała się cicho, na same wspomnienia o tym, już zaczęła czuć, że ich jej brakuje.
Przeszła dalej do kwestionariusza.


Pochodzę z Miami, tam się urodziłam i wychowałam.
Wspomnę, że mam Siostrę Cassidy,która prawdopodobnie  błąka się gdzieś po świecie, a ojciec został   mieście.- To chyba na .tyle

Dodatek:
- Kocha się w biżuterii.
- Uwielbia gotować i wytwarzać nowe dania.
-  Świetnie gra na fortepianie, maluje, rysuje.
- Świetnie gra na Skrzypcach.
- Nie lubi przebywać sama.
- Lubi najróżniejsze drinki
- Nie potrafi pływać.
- uprawia jogging.
- Lubi zwierzęta.
- Zazwyczaj jest punktualna.
- Lubi modę, szpilki, ubrania, makijaż itp.

Mała Ciekawostka: . Dar objawił się u mnie w wieku 16 lat. Posiadam dwa tatuaże: na wewnętrznej stronie nadgarstka napis. Jeśli zapytasz może kiedyś Ci powiem co oznacza. Na lewej łopatce, znaczek.
Nigdy Nie rozstaję się z tym o to Wisiorkiem, zawszę mam go zawieszonego na szyi, śpię z nim, kąpie się i wszystko inne. Jest to  pamiątka po mamie, jest on najcenniejszy w moim życiu i jedyny taki na świecie, może kiedyś komuś opowiem historię dogłębnie, kto wie..

Zakończyła wypełnianie i oddała dokumenty, miłej pani.
Powiedziała jej wszystko co i jak. W Akademiku Madeleine zajęła pokój z numerem 8.
Na koniec podziękowała i uśmiechnęła się do kobiety, wychodząc.







[ Od Autorki: Wydaje mi się, że karta jest taka sobie, za błędy przepraszam, pisałam ją w lekkim 'pośpiechu'. Będzie ona z czasem ulepszona i poprawiona. Witam wszystkich, mam nadzieje, że niektóre osoby mnie tutaj pamiętają. Na wątki zawsze chętna, więc śmiało zaczynać. Zajęty wizerunek to Lucy Hale.  To chyba na tyle :)]