| Marcelina Julia Grusiecka
|
| „Gruszka” | „Marcela”
|
| urodzona jedenastego
czerwca 1996 roku w Polsce |
| hybryda demona i
łowcy |
| pokój numer 14 (?) |
Jedenasty
czerwca, rok dziewięćdziesiąty szósty, Polska, lokalizacja bliżej nieznana. Nad
państwem z białym orłem na czele zawisły ciężkie chmury. Bezkresny błękit nieba
niespodziewanie otulił szary woal. Pracownicy stacji meteorologicznych byli
niezwykle zdumieni natychmiastową zmianą pogody, tym bardziej, iż wczorajsze
pomiary i obserwacje jednogłośnie wskazywały słoneczne popołudnie. Jednakże ich
prognozy okazały się błędne, gdyż pierzaste szare „owce” zaczęły ronić swoje
łzy. W tym samym czasie mężczyzna przemierzał przez ulice niedużej mieściny.
Ubrany był w szarą bluzę. Szeroki kaptur skutecznie chronił tożsamość tegoż
człowieka. Pewnie mijał kolejne skrzyżowania, ignorując coraz to
intensywniejsze krople wody, odbijające się od zniszczonego chodnika. Deszczowi
towarzyszył silny, porywisty, północny wiatr, który był przewodnikiem
nadciągającego karawanu czarnych, burzowych chmur. Mężczyzna słyszał już puste
i złowrogie odgłosy piorunów przedzierających się przez dziesiątki kilometrów.
Ostatecznie jego wędrówka zakończyła się przed drzwiami pewnego mieszkania,
które znajdowało się w starej kamienicy. Człowiek wszedł bez pukania, niezwykle
pewnym krokiem. Przemierzył korytarz, a następnie udał się w kierunku prowizorycznej
kuchni. Mimowolnie spojrzał na zegar, wiszący na zdezelowanej ścianie.
Trzynasta dziesięć. Nagle stanął wstrząśnięty widokiem, jaki zastał. Scena,
jaką ujrzał, skutecznie wyrwała go z zamyślenia. Jego źrenice zwęziły się z
przerażenia, serce zaczęło wybijać najdziksze rytmy w klatce piersiowej, zaś usta
domagały się jakiejkolwiek ilości wody. Zamknął mocno powieki, aby ponownie je
otworzyć, jednakże sceneria nie uległa zmianie. Dopiero teraz doszedł do niego
głośny płacz dziecka.
Właśnie w
tej chwili na świat przyszła Marcelina Julia Grusiecka.
Rok przed
narodzinami Marceliny cały świat istot magicznych drżał z oburzenia. Otóż światło
dzienne ujrzał sekret, precyzyjnie ukrywany przez pewną nietypową parę.
Określenie tego związku jako „nietypowy” to najłagodniejszy epitet. Ta dwójka z
góry była skazana na porażkę, a dalsze utrzymywanie kontaktów groziło surowymi
konsekwencjami. Kto by słyszał o pięknej demonicy, która wdaje się w romans z
łowcą, tępicielem jej gatunku? Jednakże najwidoczniej prawa ręka Lucyfera,
zwana Vindice nie zważała na reprymendy, czy nagany. Szanowany łowca Terrore
również nie reagował na jakiekolwiek rady, uwagi, wskazówki. Oboje kontynuowali
swoje spotkania, aczkolwiek stali się ostrożniejsi. Nie, to na pewno nie był
przelotny romans. Za wiele ryzykowali, za dużo poświęcali, aby to wszystko
zakończyło się w niedalekiej przyszłości. To było coś trwalszego. Oboje
pielęgnowali starannie to uczucie w swoich sercach, podsycali nadzieją, aby
nikły płomyk miłości nie zgasł, zagrożony hucznym wiatrem dwóch wrogich światów. Obawiali się o każdą następną minutę własnego istnienia, aczkolwiek
byli ze sobą i to napawało ich szczęściem, które zagłuszało wszelkie lęki.
Owocem tej
pięknej miłości stała się Marcelina. Była niczym symbol uporu, miłości, odwagi
oraz poświęcenia. Vindice oraz Terrore odcięli się od świata istot magicznych i
cały swój czas poświęcali wychowaniu córeczki. Z morderców pozbawionych
sumienia stali się troskliwymi rodzicami. Sami byli zadziwieni swoją radykalną
zmianą, ale mieli większe ambicje od zabijania na potęgę. Przybrali nową
tożsamość jako państwo Grucieccy. On, Jakub, zdobył wygodną posadę w banku
dzięki stałym awansom. Ona, Weronika, od rana do południa pracowała jako
sekretarka w kancelarii prawniczej. Funkcjonowali jak pospolici ludzie i z
codziennej monotonii potrafili wycisnąć wiele kropel szczęścia.
Marcelina
zaś rosła jak na drożdżach. Dosłownie. W przedszkolu przewyższała swoje
rówieśniczki, przez co miała dostęp do lalek barbie i koników pony ustawionych
na najwyższych półkach. Dodatkowo odznaczała się delikatnością, inteligencją i
kulturalnością. Jej wychowawcy nie mogli przestać chwalić jej zapału do
czytania książek, ciekawości świata oraz swobodnego przyswajania wiedzy.
Komplementy nie ustawały ani w podstawówce, ani w gimnazjum. Każdą klasę kończyła
z wyróżnieniem za wysokie wyniki w nauce. Krótko mówiąc: miała szczęśliwe dzieciństwo, a wiek młodzieńczy rozpoczęła równie
udanie.
Sielankowe
życie państwa Grusieckich przerwało pewne wydarzenie. Otóż łowcy namierzyli swojego
dawnego współpracownika oraz poszukiwaną od lat szesnastu Vindice. Informacja o
istnieniu Marceliny tak rozwścieczyła Lucyfera i Łowcę Decydującego, iż
wspólnie zaplanowali spisek. W wyniku dokładnie zorganizowanej operacji, rodzice
Marceli zginęli. Nikt dokładnie nie wie, co się stało, a dziewczyna nikomu
o tym nie wspominała. Sama ledwo uszła z życiem. Po tym tragicznym wypadku posiada
na lewym ramieniu bliznę w kształcie błyskawicy. Plotka głosi, że nad jej losem
ulitował się młody łowca i zdradził istnienie Szkoły dla Dzieci Nocy. Rudowłosa
skorzystała z danej szansy i uciekła do Ameryki Północnej. Tam w porozumieniu
ze swoimi pobratymcami odnalazła instytucję, która miała jej zapewnić
bezpieczeństwo.
Tak kończy się pewien rozdział w życiu Marceliny Julii Grusieckiej i rozpoczyna nowy, gdyż życie... gdyż życie toczy się dalej. Pewnie jesteś ciekawy jak potoczą się jej dalsze losy? Ja również, ale przeczuwam, że mordercy jej rodziców gorzko tego pożałują.
Szary przechodzeń patrzy na tę urodziwą pannę i zastanawia się jakim cudem jednym z jej rodziców jest demon? Z wyglądu bardziej przypomina anioła, niźli jakąś bestię żądną krwi. Spojrzy jedynie na jej niewinne błękitne oczy i jest wielce przekonany, iż prędzej ma do czynienia z nefilim, niżeli z kambionem.Marcelina jest właścicielką niebanalnej urody, głównie ze względu na swoją rasę. Kambiony w końcu mają uwodzić bezbronną ludzkość, aby następnie patrzeć na cierpienie niewinnego człowieka. Pierwsze, co rzuca się w oczy obserwatora to rzadko spotykany odcień skóry. Karnacja dziewczyny przypomina barwą delikatną porcelanę, czy też jasne, białe mleko. Alabastrowa cera jest jednym z wielu atutów szesnastolatki. Włosy stanowią wyraźny kontrast pomiędzy bladziutką twarzyczką. Marcela wyróżnia się z tłumu intensywnie rudą czupryną. Najczęściej spina ją w luźne koki, bądź klasyczne kucyki, a niesforne kosmyki opadają na jej gładkie, czasem subtelnie zaróżowione, policzki. Jak na typowego rudzielca posiada nieliczne piegi, które okrywają jej zgrabny, lekko zadarty nos. Naturalnym kolorem tęczówek uczennicy jest czerń, lecz jest wdzięczna osobie, która wynalazła soczewki kontaktowe. Może i ten błękit wygląda na niewyraźnie stłumiony poprzez ciemną barwę, ale cieszy się efektem. Najczęściej używa niebieskich soczewek, aczkolwiek próbowała również z zielonymi. Obecny rezultat bardziej przypadł jej do gustu. Błękitne oczy zdradzają częste zamyślenie ich posiadaczki. Upiększają je firanki gęstych rzęs. Do jej walorów możne również dodać pełne różane wargi, często wykrzywiane w przyjacielskim uśmiechu. Pomimo ujmującego oblicza, rudowłosa skarży się na swoje sto sześćdziesiąt trzy centymetry wzrostu. Wobec większości uczennic wydaje się kruszynką. Całe szczęście, iż ta „kruszynka” posiada imponującą kolekcję szpilek. Marcelina jest osobą szczupłą, proporcjonalnie zbudowaną, o zgrabnych, długich nogach, które niekiedy odsłania, wybierając zwiewne, lekkie sukienki. Częściej jednak spotkasz ją w luźnych dżinsach, bluzie (oczywiście większej o dwa rozmiary) oraz wygodnych, znoszonych trampkach. Lubi eksperymentować ze swoim wizerunkiem.
powiązania | archiwum myśli spisanych
[Dzień dobry, cześć i czołem. Karta uzupełniona, jednakże planuję poprawki. Nie miałam przedtem do czynienia z blogami zespołowymi, więc z góry przepraszam za własne niedopatrzenia i błędy. Jestem otwarta na wszelkie propozycje. Zdjęcia pochodzą ze strony weheartit.com. Krótkie przywitanie kończę pozdrowieniami.]
[Polka! Witamy w naszym gronie. Masz ochotę na wątek z Avril Folle? Już się przeloguję i Cię dodam do list ;]
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
Usuń[Ooo, ktoś z Polski ;) Witam.]
OdpowiedzUsuń[Hm, mogłyby się już znać. Avril tu mieszka od lat i tworzy jakby jednoosobowy nieoficjalny komitet powitalny. Ludzie przychodzą się jej zwierzać, prosić o radę i te pe, i te de. Może coś w związku z tym?]
OdpowiedzUsuńAv
[Kurczę, liczyłabym jednak na Ciebie, jeśli nie masz nic przeciwko ;]
OdpowiedzUsuń[Bardzo chętnie, zapraszam do wątku, jeśli tylko jakiś pomysł jest ;)]
OdpowiedzUsuń[Tia, i o to dowód, że Avril swoją głowę zgubiła już dawno temu. Oczywiście, że Ci odpowiem! I przepraszam, że zapomniałam Ci odpisać wcześniej :C]
OdpowiedzUsuńSzłam przez szkolny korytarz rozsiewając dookoła aurę grozy. Nie, żebym się nie uśmiechała, jak to miałam w zwyczaju, ale był to uśmiech zdecydowanie smutniejszy i drapieżniejszy od tych, które zwyczajowo widniały na mej twarzy. Wszyscy uczniowie zdążyli już się zorientować, że coś w tym roku jest ze mną nie tak, bo po pierwsze nikogo nie zaczepiałam, żeby z nim pogadać na korytarzu a po drugie szkoła od bardzo dawna nie zmieniała swojego koloru, pomimo tego, że urzędowałam w od początku roku szkolnego.
Nikt nie miał ochoty narażać się jednej z najpotężniejszych czarownic tego stulecia, która nie panowała od dłuższego czasu nad swoimi mocami, więc mogłam w ciszy i spokoju pogrążać się w żałobie po mojej świętej pamięci radości. Zdziwiłam się, kiedy usłyszałam, jak ktoś woła moje imię, ale odwróciłam błyskawicznie, bardzo dobrze ukrywając tą moją czarną rozpacz.
- Gruszka? - zawołałam. Aż mój francuski akcent wzmocnił się z tego zdziwienia, że oto widzę kompankę moich dziecięcych zabaw! - A co ty tu robisz? Znaczy, to dość oczywiste, ale... Gruszka!
I zrobiłam to, co zrobiłaby6 ta dawna Avril: rzuciłam się dziewczynie na szyję.
[Witam serdecznie. Chętnie zacznę wątek, jedynie potrzebuję wskazówki co do powiązania między naszymi postaciami, jeśli chcesz, aby takowe w ogóle istniało. Byłabym niezmiernie wdzięczna za pomoc. :)]
OdpowiedzUsuń[W sumie jestem ostatnio bardzo ugodowa, więc pomysł może być. Tylko, czy jest szansa, że jakoś zaczniesz?]
OdpowiedzUsuńZaśmiałam się dźwięcznie, uroczo, radośnie i dość głośno (uwierzcie, da się te cztery cechy połączyć w jedną całość), z radości trzepocząc rzęsami, jakbym chciała odlecieć.
OdpowiedzUsuń- Zaleta bycia mikrusem - jak się chcesz ukryć, to nikt cię nie znajdzie. Całkiem przydatne, jeśli mam być szczera. - Wyszczerzyłam się, złapałam Gruszkę za rękę i pociągnęłam w stronę najbliższych drzwi. Były małe i półokrągłe, właściwie ledwo się w nich mieściłam ja sama, a co dopiero Marcela, której - jak większości osób powyżej trzynastego roku życia... - udało się mnie nieźle przerosnąć. A za tymi drzwiami, o zgrozo!, był mały, ciasny i ciemny korytarz, którego końca nie mogła zobaczyć żadna z nas. Ciągnęłam za sobą koleżankę, nie zwracając uwagi na egipskie ciemności, ciągle nadając jak katarynka jakaś. Albo radio. O tak, to lepsze porównanie. Avril-Radioodbiornik - nadaje wszystko, kiedy tylko złapie falę, choćby i miała jedynie skrzeczeć i piszczeć. Ale nadaje.
- W sumie, to tak daleko nie uciekłam, wiesz? Bo się tutaj schowałam. Znaczy, wiesz, niemagiczni ciągali mnie po jakichś przechowalniach niechcianych dzieci, ale w sumie, mnie to odpowiadało. Nowe kontakty, nowe zabawy, nowe pomysły. Taka lepsza strona złego. Miałam jedenaście, może dwanaście lat, jak tutaj trafiłam i od tamtej pory prawie nie wyjeżdżałam. Znam to miejsce lepiej, niż ktokolwiek inny. Jak się nie chodzi na lekcje, trzeba mieć coś do roboty, zgadza się, Grucha? - paplałam, nie oczekując od koleżanki żadnych odpowiedzi, skinięć głową, czegokolwiek. Uśmiechałam się i szłam dalej, kompletnie zapominając, że Marcelina nie ma pojęcia, co się stało z moimi rodzicami i dlaczego wtedy tak nagle zniknęłam. I raczej się nie dowie.
[Za opóźnienia przepraszam ;]