wtorek, 3 lipca 2012

Get lost, I'm busy.




Alexander Morrow

      Nie potrafię dokładnie powiedzieć ile mam lat, tysiąc, może dwa..? Co za różnica, skoro nie starzejemy się w tak expressowym tempie jak ludzie. Dla nich mam 23 lat, Tobie niech też to wystarczy.
     Kiedyś było nas znacznie więcej, pamiętam czasy kiedy to moi braci bądź podobni do mnie władali tą ziemią. Była nasza i nikt nie śmiał nam jej odebrać, oczywiście wszystko do czasu. Rozpętała się wojna, po niej kolejna i kolejna. Zbyt wiele trzeba by opowiadać, każdy wiek ma swoja odrębną historie, a ja nie mam tyle czasu, aby tłumaczyć Ci wszystko od podstaw. Wiem jedno, teraz została nas tylko garstka, a nadchodzi kolejna wojna. Wojna, która może wszystko zakończyć.  
     Od jakiegoś czasu moim schronieniem stała się właśnie ta szkoła. Bagna i inne odludzia? Kto Ci takich głupot nagadał? To prawda lubimy mało dostępne miejsca i oddalone od cywilizacji, jednak nie każdy musi mieszkać w jaskini. Może i nie należę do zbyt towarzyskich osób jednak nie jestem, aż tak aspołeczny jakby Ci się mogło wydawać. Tak, wiem, może i nie robie najsympatyczniejszego wrażenia, ale to już nie moja wina. Chłopak idący korytarzem, czy ulicą, z papierosem w ustach, spojrzenie zamyślonych, antracytowych oczu, które niczego nie zdradza. Rozerwane spodnie na kolanie, rozczochrane ciemnokasztanowe włosy, a do tego skórzana kurtka, tak bardzo kontrastująca z moją jasną cerą. Wyglądam jak jakiś łobuz? Mało sympatyczny? Niebezpieczny? Być może. I co z tego?
     Staram się być miły, naprawdę. To w końcu nie moja wina, że zwykle mi się przerywa gdy coś robię. A przecież nikt nie lubi jak mu się coś przerywa. A później się wielce dziwią, że arogant i ignorant. A z resztą, w końcu nie każdy musi mieć minę od ucha do ucha i być wiecznie zadowolony ze wszystkiego, prawda?  No, ja bynajmniej taki nie jestem.
     Nie. Nie potrzebna mi Twoja pomoc, sam sobie świetnie poradzę. Umiem się o siebie zatroszczyć. Jeszcze później będziesz coś chciał, albo będziesz uważał, że jestem Ci coś winien. Lepiej spadaj, sam dam sobie radę i nic od Ciebie nie chce. Potrafię walczyć i to wcale nie tak źle, w końcu przeżyłem na tym łez padole już swoje. Magia również nie jest mi obca. Po co mi ten nóż? Nich Cię to lepiej nie interesuje, a najlepiej to idź już sobie. Nie. Nie będę Cię niczego uczył. Zapomnij. A najlepiej to raz na zawsze wybij to sobie z głowy, nie mam czasu na duperele. Idź sobie, jestem zajęty.
     Mieszkam w akademiku pod 15-stką i jak na razie sam. Nie przeczę, że mi to nie odpowiada, bo odpowiada w zupełności. Mam dużo miejsca i należyty spokój. Wygodny jestem? Być może. Nie próbuj grzebać w mojej szafie bez pytania. A najlepiej to w ogóle tam nie zaglądaj, pilnuj własnego nosa, a może nawet będziemy żyć w zgodzie. I nie, nie znajdziesz w niej przejścia do Narnii. 

kiedyś Erusenvarno
Mroczny Elf
teraz
Alex

     Jeśli chcesz poznać go bliżej musisz mu udowodnić, że na to zasługujesz. Kiedy spróbujesz wedrzeć się w jego życie siłą, będzie dla ciebie chłodny, zdystansowany oraz będzie traktował cię „z góry”. Gdy coś lub ktoś mu nie przypasuje, jest arogancki, a nawet irytujący, ironia czy sarkazm również temu towarzyszą. Dla ludzi patrzących z boku, postrzegany jest jako egoistyczny egocentryk, hołdujący wartościom siły i bezwzględności. Typ wojownika. Lubi stawiać na swoim, przez co bywa uparty. 
     Nie myśli o przyszłości, woli żyć z dnia na dzień i niczego nie planować.. Jedyne o co się martwi to, to żeby mu nie zabrakło papierosów. Nie lubi ograniczeń ani poczucia uzależnienia od kogoś. W przypadku spraw damsko-męskich Alex jest dość otwarty na wszelakie znajomości, aczkolwiek raczej trudno jest go sobą zainteresować dłużej. Ciężko do niego dotrzeć i trudno z nim być. W tej kwestii to bardziej typ wolnego ducha.

   Jak nie trudno się domyślić Elfy Cienia znane są z tego, że do perfekcji opanowały czarną magię. W tej kwestii rzadko kto potrafiłaby im dorównać. Ale w końcu trudno się dziwić ich umiejętnościom, bo jak głosi stara legenda same narodziły się z mroku. Alex odziedziczył swego rodzaju talent w tej dziedzinie, jednak trzeba przyznać, że nie naużywa tego rodzaju magii, zdaje sobie sprawę z tego, że aby coś uzyskać z mroku, trzeba też mu coś ofiarować.
     Z racji tego, że elfie imiona były zbyt długie i trudne do wypowiedzenia przez śmiertelników zostały zastąpione skrótami lub pseudonimami. Tak więc jak nie trudno się domyślić, to które nosi chłopak również jest przez niego wymyślone. W końcu tak nie wzburza podejrzeń, idealnie wtapiając się w obecne czasy.

_____________________________________
Witam wszystkich serdecznie. Na wstępie mówię, że karta na bank będzie ulegała poprawkom. Do wątków zapraszam już teraz, Alex mimo wszytko nie gryzie, ani nie połyka w całości. ;P

60 komentarzy:

  1. [Witam pana na blogu. Może jest jakiś pomysł na wątek?]

    OdpowiedzUsuń
  2. [Yatta, to ja chcę wącisz. *.* Tylko, że pomysłów na powiązanie czy też cokolwiek ciekawego nie mam póki co, więc mamy dwie opcje; albo wymyślić coś razem, albo spada to na Ciebie, o. :D]

    Briseis Grant

    OdpowiedzUsuń
  3. [<3333333333333333333333 Zaserduszkuję Cię :D]

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥ To ja będe fajna i Was zaserduszkuję xD

      Usuń
  4. [Mi pasuje jak najbardziej. :D Jak dobrze pójdzie, to może nawet coś tam zacznę, ale to, niestety, dopiero za jakiś czas, bo póki co mam czas jedynie na odpisywanie. Marnym, krótkim zaczęciem nie chcę Cię darzyć, tym bardziej, że i tak z reguły są beznadziejne. D:]

    Briseis Grant

    OdpowiedzUsuń
  5. [Jednak udało mi się coś tam napisać w miarę przystępnym czasie, acz nie odpowiadam ani za treść, ani za jakość, bo jeszcze się pogrążę. D:]

    Pełnia była dla niej istnym koszmarem. Niestety, przekleństwo na niej ciążyło już od wieku czterech lat, toteż dzielnie próbowała znosić każdą taką noc. Teraz miała ona nadejść już za kilka dni, więc nie dziwnym z jej strony zachowaniem była wycieczka do lasu.
    Maszerując wśród drzew myślała, jaki plan ma na zniesienie bólu tym razem. I szału przy okazji też.
    Nie ważnym było dla niej to, że potykała się co chwila albo o konary drzew, albo o swoje własne, czarne sznurówki; była zbyt pochłonięta swoimi przemyśleniami.
    Celem jej południowego spacerku była polana na samym środku gęstych, wysokich chaszczy. Tam zawsze mogła być sama, mogła zastanowić się nad tym i tamtym. Kroczyła więc w tamtym kierunku korzystając z faktu, że jej nogi znają drogę na tyle dobrze, iż same je prowadza i ani się rozglądać nie musi, ani dłużej nad ewentualnymi rozdrożami rozmyślać.
    Po prostu szła z podniesioną dumnie głową, twarzą wyciągniętą ku chowającemu się za chmurami słońcu i rękoma wsadzonymi w kieszenie ciemnych bojówek, nie zaprzątając sobie głowy sprawami mało póki co ważnymi.

    OdpowiedzUsuń
  6. [Oj dobra. Będzie zajebiście ^^]
    Od kilku dni przebywała w tejże szkole z bardzo prostej pobudki: chęci przetrwania. Świat nie był już tak przyjazny dla istot takich jak ona, jak chociażby sto lat temu. Wtedy pracowała dla największych kontrwywiadów. Kto niby podpowiadał, że Amerykanie wygrali wojnę z Japonią przy pomocy własnych umiejętności? Albo temu podobne...
    Jednak zawsze, ale to zawsze musieli pojawiać się Łowcy. Żądni krwi Nocnych Dzieci, wybijali każdego po kolei. I ona ledwie uszła z życiem podczas obławy. Dlatego, kiedy usłyszała o miejscu, w którym tacy, jak ona mieli spokój i zapewnione bezpieczeństwo...Nie wahała się ani chwili.
    Teraz znajdowała się w bibliotece. Prawdę mówiąc, było to jedyne miejsce, w którym chciała przesiadywać jakoś dłużej. Pokój wydawał jej się wiecznie za mały, za duszny, ludzie tutaj idiotyczni i nazbyt radośni, a i nauka panowania nad mocą... Aż prychnęła pod nosem, na wspomnienie nauczania. Ona żyła już ponad pół tysiąclecia! Wiedziała doskonale, jak używać i blokować swoje umiejętności! Gdyby mogła, pewnie by przy pomocy pstryknięcia palców sprawiła, że ten budynek wybuchłby, zmieniając się w kupkę popiołu.
    Ale wracając do biblioteki. Wertowała tę księgę już od pewnego czasu. Jednak nie mogła znaleźć tego przeklętego zaklęcia. W końcu, cholernie zła takim stanem rzeczy zatrzasnęła tom i wstała z głośnym szuraniem krzesła, co wywołało falę złości u bibliotekarki. Do tego irytująco głośny stukot obcasów, kiedy kierowała się do regału przez kogoś obleganego. Nawet nie uraczyła chłopaka spojrzeniem metalicznych tęczówek. Ustała po prostu obok i wsunęła księgę na odpowiednie miejsce. Tytuł na jej brzegu brzmiał: "Mroczne Elfy i magia przywołania".

    OdpowiedzUsuń
  7. [ Mhroczny Elfie ♥ Jaramsie ♥ Już będę taka dobra i kochana i zacznę wątek ;D Podaj mi tylko jakieś powiązanie i będzie gites ^^]

    OdpowiedzUsuń
  8. Blanka do tej pory pamiętała moment, w którym przyprowadzono ją do tawerny, w której znajdował się nie kto inny jak Alexander. Oczywiście, przedstawiał się wtedy zupełnie innym imieniem, jak i przebywał w parszywych lokalach, jak zdołała wtedy ocenić karczmę, do której zaprowadził ją sługa. Ona, ubrana w ciemny płaszcz z drogocenną brożką i szytym na miarę strojem pod spodem wyróżniała się wtedy wśród gawiedzi i pijaków, których wtedy było pełno. Niejeden stracił ręce, albo wzrok, kiedy śmiał ją obłapiać. Ot, już od początku pokazała mu, że nie można z nią igrać.
    Z początku się buntowała stylowi nauczania Erusénvarna. Jednak z każdym dniem rozumieli się coraz bardziej. Aż w końcu, przyszedł moment, w którym relacje uczennica - nauczyciel zmieniły się całkowicie.
    Kiedy któregoś dnia obudziła się wtulona w elfa z przerażeniem zdała sobie sprawę, że stał się dla niej ważniejszy niż mogłaby przypuszczać. A to przecież słabość! Uczucia są słabością - tak ją uczył "ojciec". Dlatego, kiedy jeszcze spał, spakowała swoje rzeczy i uciekła. Najnormalniej w świecie zniknęła, nie pozostawiając nawet liściku. A jedynie grzebień, którym zawsze przeczesywała ciemne pukle tuż przed snem.
    Teraz, kiedy usłyszała znajomy głos, poczuła przechodzące jej po plecach ciarki. Powoli odwróciła twarz w stronę chłopaka. I zamarła. Co on tu robił? Jak...?
    - Eru... - szepnęła, wpatrując się w jego twarz. Poza długością włosów, nic się w nim nie zmieniło. I to ją przerażało.

    OdpowiedzUsuń
  9. Szła więc sobie i szła, włócząc nogami. I to wcale nie tak było, że go nie wyczuła; zdawała sobie sprawę z jego obecności od dłuższego czasu, ale miała nadzieję, że się do niej nie odezwie. Westchnęła więc, wsadzając jedną rękę do kieszeni spodni i przystanęła w miejscu. Zadarła głowę, wolna dłoń przyciskając do czoła, aby zasłonić wnerwiające ją słońce i dojrzeć tym samym chłopaka.
    — Dzień dobry, irytujący elfie. — Uśmiechnęła się do niego słodko i opuściła swobodnie ramię, powtórnie kierując swój wzrok w stronę, w którą miała zamiar pójść.
    Cóż, tak naprawdę, to nie przypominała wilkołaka pod względem aparycji; mierzyła może jakiś metr osiemdziesiąt, ale budowę miała szczupłą. Dopiero, gdyby miała ściągnąć koszulkę, oprócz krągłych piersi i wcięcia w talii można byłoby dostrzec zarysy mięśni na jej płaskim brzuchu. Ogólnie, jakoś nie przerażała swoją posturą; wręcz przeciwnie, wzrok przyciągała i przy okazji również go cieszyła, jako iż i twarzyczkę miała całkiem ładną.
    Poprawiła zwisający na jednym ramieniu plecak i odgarnęła niesforny, ciemny kosmyk z zielonych oczu. Powolnym, kocim krokiem znowuż ruszyła, mając ochotę położyć się na trawie wśród polnych kwiatów, najlepiej przy okazji pod jakimś drzewem, aby zapewnić sobie większą ochronę przed szatańską gwiazdą będącą teraz najwyżej jak tylko mogła.

    OdpowiedzUsuń
  10. Noc. Panująca wokół cisza towarzysząca ciemności otulała ściany zamczyska. Zdawało się , że na korytarzu nie ma żadnej duszy. Jednak to było czysta pomyłką.
    Rudowłosa siedziała na parapecie dopalając papierosa. Opierając się plecami o ścianę patrzyła wprost w gwieździste niebo. Musiała się nieco wyciszyć, poskładać myśli w jedną całość. W Szkole dla Dzieci Nocy była tylko zaledwie dni, a już tyle się wydarzyło.Chciała się zatrzymać podczas tego całego chaosu. Choćby na jedną maleńką chwilę. Rozkoszując się miętowym smakiem papierosa, oraz urokami nocy wnet jej spokój zakłócił szelest. Otworzyła oczy i wyprostowała się. Nasłuchiwała. Z każdej strony dobiegał jakiś dźwięk. W pewnym momencie zauważyła zarys ludzkiej postaci. Chociaż... ludzkiej? Nie, tutaj zdecydowanie nie było ludzi. A może to intruz? Łowca? Tego nie wiedziała. Jednakże trzeba było być ostrożnym i dmuchać na zimne. Po chwili jednak zorientowała się kim jest nocny towarzysz. Alex. Mroczny Elf, jak i niegdyś jej towarzysz. Postanowiła się z nim nieco pobawić, jak to było w zwyczaju Kath. Biegała w szybkim tempie po korytarzu tak, by nieco go skołować. Kiedy już jej się to udało 'zaatakowała' mężczyznę przypierając go do ściany. Jej wyraz twarzy momentalnie się zmienił, a kły błyszczały w świetle księżyca. - Niespodzianka.- Odparła i puściła go uśmiechając się. Lubiła go. Mieli ze sobą dużo wspólnego. Pomimo tego, że ich charaktery były baaardzo podobne odnajdowali wspólny język.

    OdpowiedzUsuń
  11. Można by rzec, jedno i drugie zaczęło swoją wędrówkę po świecie od ucieczki. Blanka uciekała z płonącego i niszczejącego zamku, który zniszczyły hordy dzikich Turków. Do tej pory pamiętała krzyk zabijanych wampirów, czy ginących czarownic. Jak i przed oczami widziała Vlada, który przesłonił ją własną piersią przed wbiciem naostrzonego do granic możliwości kołka prosto w serce. Potem... Potem było tylko gorzej.
    Na początku nie wiedziała nawet, co się dzieje. Tułała się po świecie, ostatecznie dołączając do grupy wampirów. Tam stała się ich jedyną czarownicą, ale również chodzącą przechowalnią świeżej krwi, jak to kiedyś siebie nazwała. Stąd też na jej szyi, czy też ramionach widniały delikatne blizny, których nijak nie mogła wyleczyć.
    Przez to znienawidziła rasę wampirzą, mimo iż w połowie do nich należała. Nie rozumiała, dlaczego te istoty są tak wyzbyte z emocji, tak manipulują. Aż sama stała się do nich podobna.
    Fakt, iż jej nie szukał, mógł ją zaboleć. Oznaczałoby to, tak na zdrową logikę, że nie była nic dla niego warta, a liczyły się dla niego jej pieniądze, jak i przyjemność płynąca z bliższych doznań. Nic więcej. Ale to była Blanka, która nie interesowała się nikim i niczym. Przynajmniej powierzchownie.
    Stała teraz i przyglądała się jego oczom, ciemnym kosmykom, jak i strojowi, przypasowanemu do danych czasów. Wciąż był od niej wyższy. Nawet, gdy miała te obcasy. I wciąż wydawał jej się przystojny, w pewnym sensie pociągający. Szlag by Cię, Tepes. Uspokój się!
    - Ty też się nic nie zmieniłeś, Eru - powiedziała, przywołując się do porządku. W jej oczach znowu pobłyskiwał chłód i obojętność. Tak samo i na bladej, usianej piegami twarzy.
    - Miałam prawie trzysta lat na doszlifowanie umiejętności - powiedziała i poprawiła jeden kosmyk, zakładając go za ucho - Od tysiąc pięćset sześćdziesiątego do tysiąc pięćset dziewięćdziesiątego siódmego - wyrecytowała, nawet się nie wahając. Tak, dokładnie pamiętała.

    OdpowiedzUsuń
  12. Zerknęła na niego kątem oka i westchnęła. Wychodzi na to, że tak, jak wszystkim wymyślała ksywki po jakimś czasie znajomości, tak on miał swoja od ich pierwszego spotkania. Zadarła na chwilę głowę, aby zerknąć, w którym momencie drogi jest słońce, po czym wpakowała do kieszeni spodni obie dłonie.
    — Do pobliskiej polany, Irytujący Elfie — odparła, w ogóle nie zainteresowana jego osobą; rozglądała się na boki, czując, że w pobliżu (to jest jakieś dwa, trzy kilometry stąd, ale co to dla niej) jest albo ktoś jej pokroju, albo kolejny wilk. Już jednego dziś spotkała i z tego, co zauważyła, nie akceptował jej jako swojego mieszańca. Skręciła w ledwie widoczną dróżkę, tym samym idąc na skróty i obejrzała się za sobą, zauważając, że jej samozwańczy towarzysz oddalił sie od niej, jakby nie nadążał, w co jednak mało wierzyła. — Rozmyśliłeś się, czy jak, Irytujący Elfie? — Co jak co, ale ten tytuł wpadał w ucho i aż prosił się o używanie. Uśmiechnęła się ironicznie i ponownie skierowała w swoją stronę, już na niego nie zważając.

    OdpowiedzUsuń
  13. Zmrużyła oczy. Miał rację. To nie były wilki, czy ktokolwiek taki. Weszła na polanę i westchnęła, szybko odrzucając plecak pod najbliższe drzewo. Podeszła do niego i usiadła pod nim, po czym oparła sie o nie i wystawiła twarz ku słońcu.
    — Mona tak powiedzieć — potwierdziła jego słowa, bacznie go obserwując. Westchnęła i rozsiadła się wygodniej, wyciągając przed siebie nogi. Sięgnęła po swój bagaż i rozpięła go. — Też ich słyszysz, ta? — zapytała w celu upewnienia się.
    Wygrzebała z torby gruby rzemień, myśląc, czy jest w stanie się przywiazać nim do drzewa za sobą podczas pełni.

    OdpowiedzUsuń
  14. Rudowłosa pokręciła rozbawiona głową. Wzięła od niego papierosa odpaliła i podsunęła mu zapalniczkę. Zaciągnęła się i wypuściła dym z ust, po czym zerkneła na niego. - Kiedy pierwsze raz przemknąłeś wyczułam kłopociki, czy Ciebie.- Zaśmiała się cicho lustrując go wzrokiem. Nic się nie zmienił. A czemu kłopoty? Bo Alex kochał się w nie pakować, a za czasów kiedy Kath była jego towarzyszką on pociągał ją w nie. Skomplikowana sprawa, lecz trzeba było przyznać iż było ciekawie. Nawet bardzo ciekawie. - Ano dawno , dawno się nie widzieliśmy. - Przyznała i uśmiechnęła się łobuzersko. - Ostatnio raz podczas moich
    stuletnich urodzin.- Odparła, a gdy otworzył usta zaśmiała się.- Tak, kąpałeś się wtedy nago w tańczących fontannach w Barcelonie! - Wymierzyła w niego papierosem i zaniosła się śmiechem. O tak, pamiętała. Alex zrobił wtedy furorę. Kiedy zapytał ją o szkołę zmarszczyła delikatnie brwi.- Wiesz, tutaj jestem od stycznia, lecz miałam małe przerwy. - Wyjaśniła zgodnie z prawdą. Była pewna, że Elf zaraz powie iż wróciła ze względu na swoja dawną miłość. Ooo tak! Zawsze jej tym dogryzał. - A Ty co tu robisz? Kiedy przyjechałeś? - Zapytała ciekawa.

    OdpowiedzUsuń
  15. Blanka była kwintesencją, połączeniem tych dwóch magicznych ras, które ze sobą wcale nie współegzystują. Czarownice łączyły się z ludźmi, naturą, nie pozwalając, aby wampiry niszczyły równowagę, która była między nimi zawarta. I Blanka przecierała tę granicę swoim istnieniem.
    Niestety, nie każdemu pasowała obecność mieszańca na tym świecie. Chociażby niejakiemu Antonowi - Łowcy. Wampir postanowił za wszelką cenę wyplenić świat z mieszańców, którzy tylko uprzykrzali życie czystym rasom. Zaczynając od niejakiej Blanki Tepes, przez którą zaczęła się jego wieczna tułaczka.
    To przed nim też trianglum uciekało od zarania dziejów. To on też sprawił, że Tepesówna nie została na dłużej w Londynie obok Alexandra. Nie miała nawet okazji powiadomić go o przyczynie wyjazdu. Po prostu zniknęła.
    Zacisnęła szczęki na jego uwagę. Miał rację. Jak zawsze. Pieprzony elf.
    Teraz stał przed nią i pytał. Pytał o powód, dla którego tak nagle odeszła. A ich było tyle, że nawet nie miała pojęcia, od czego zacząć. No bo jak by to brzmiało: "Uciekłam, bo przestałeś być dla mnie tylko elfem do sypiania?", a może "byłam zwykłym tchórzem"? Pierdolenie. On tego nie zrozumie. Znała go zbytnio. Dlatego pozostał jedyny argument, który chyba też do niego by dotarł.
    - Anton był w Londynie. Nie mogłam zostać, wiesz o tym - powiedziała i objęła się ramionami, jakby to miało ją obronić przed spojrzeniami mrocznego elfa.

    OdpowiedzUsuń
  16. [ Dobry Dzień! Widzę, że na brak wątków nie cierpisz, jednak ja wyjdę z propozycją kolejnego, a co mi tam! Jeśli podrzucisz mi jakieś powiązanie to zacznę :>]

    OdpowiedzUsuń
  17. [Jakiś pomysł na wątek, powiązanie. Ja mogę zacząć tylko podaj pomysł:>]

    OdpowiedzUsuń
  18. Zerknęła na paczkę i uśmiechnęła się kpiąco, po czym pokręciła głową. Była przeciwniczką palenia na tyle, aby nigdy nie pomyśleć o ewentualnym zapaleniu, ale z drugiej strony z nałogu nikogo wyciągać nie zamierzała. Ich sprawa. Chyba, że smrodzili jej ewidentnie tuż pod nosem, wtedy... wtedy bardzo możliwym było, ze po kilku minutach staną się oni trupami.
    — Nawet w czasie pełni mam nad sobą pełną kontrolę. Rzemień wystarczy, choćby jedynie po to, abym już na samym początku mogła przyzwyczaić się do faktu, że sobie nie pojem — wyjaśniła, wiążąc mocno skórzany pasek. Szybko jednak wyprostowała się i zaprzestała czynności, słysząc, że ktoś jest naprawdę blisko. — Wampir — powiedziała bez chwili zawahania, mrużąc oczy i spoglądając w stronę ścieżki, którą jeszcze chwilę temu kroczyli. — Nienawidzę tych nędznych pijawek — mruknęła cicho, sama do siebie. Odruchowo zacisnęła dłonie na materiale bojówek.

    OdpowiedzUsuń
  19. [Not bad, jednak zamiast zwykłego kojarzenia się może niech kiedyś tam, załóżmy pięćdziesiąt lat temu, Ariadna próbowała uwieść go głosem, jednak nie udało się jej to, gdyż Alex jest w pewnym stopniu na ten czar odpory. A ona zła odnalazła go i jakoś tak zaczęła się ich znajomość. Z początku nie było najlepiej, a później jakoś tak się " za kumplowali" . Po upływie jakiegoś tam czasu, zatracili kontakty, a teraz takie małe spotkanie po latach. Co ty na to?]

    OdpowiedzUsuń
  20. Przez cały czas wpatrywała się w twarz elfa, która zdawała się być niewzruszona. Przynajmniej do momentu, w którym zaczęła się tłumaczyć. Pokrętnie, nieskładnie. Prawdę mówiąc, pierwszy raz jej myśli tak się plątały, przez co nijak nie mogła dobrać ich dokładnie w słowa tak, jak tego chciała.
    Metaliczne oczy przesunęły spojrzeniem po sylwetce ciemnowłosego, aby ostatecznie zatrzymać się na trzymanej przez niego książce. Zacisnęła powieki, gdy zatrzasnął głośno książkę. Wydawało jej się, że ten odgłos echem rozniósł się po całej bibliotece. Jednak... No właśnie. Coś stało się głośniejsze i bardziej do niej trafiające od trzasku okładek. Gorycz w głosie Alexa, której prawie nigdy nie miała okazji słyszeć.
    Rozchyliła wargi, jednak zaraz je zamknęła, jedynie nabierając powietrza w płuca, jakby nagle zabrakło jej powietrza.
    - Nie zrozumiesz... - szepnęła i odwróciła wzrok. Tutaj nie chodziło tylko i wyłącznie o nią. Ale on uważał tylko... Właściwie nie wiedziała, co myślał. I to było najgorsze. Chociaż, był jeden sposób, dzięki któremu mogłaby się tego dowiedzieć.
    - Gdybym powiedziała, że uciekam, albo gdzie mam zamiar uciec... Ty też byłbyś zagrożony... - zrobiła krok w jego stronę. Potem następny. I wtedy ułożyła dłoń na policzku bruneta bez jakiegokolwiek skrępowania. I teraz mogła poznać jego myśli. Przez krótką chwilę.
    Zacisnęła powieki, czując łączącą się z nim więź.

    OdpowiedzUsuń
  21. [tak wiem już poprawiłam:P Jeśli chodzi o wątek mogą się spotkać w barze:)]

    OdpowiedzUsuń
  22. [To może ja podrzucę pomysł, a ty zaczniesz ;>
    No, więc, możemy zrobić tak, że Avril usiłuje rzucać kamykami za pomocą swojej magii na środku szkolnego dziedzińca (czy gdzie tam Mroczny Elf może się czaić), ale nie bardzo jej się to udaje. Pamiętamy, że dziewczę nie panuje nad magią, bo przyjmuje antydepresanty(choć sam Alex* o tym wiedzieć nie może, oczywiście). Ale w końcu przypadkiem się blondynce udało i - również przypadkiem - rzuciła dość dużym kamieniem w aleksowe plecy ;] Jak sądzisz?

    *To jest jedno z pięciu najlepszych imion męskich wszech czasów!]

    OdpowiedzUsuń
  23. [Okej, to zacznę coś, jednak z góry przepraszam za jakość.]
    Nie lubiła siedzieć zamknięta w pokoju, wprost tego nie znosiła. Cztery ściany przytłaczały ją i dawały poczucie ograniczonej wolności, duszności.
    Przyzwyczajona była do powierzchni przestrzennych,otwartych i wielkich jak morza czy oceany, więc nietrudno się dziwić, że w niewielkim pokoju czuła się niczym ptak zamknięty w klatce.
    Przez większość czasu starała się o tym nie myśleć, zapomnieć, jednak niekiedy, gdy nie miała czym zająć rąk i myśli dostawała szału.
    Próbowała skupić się na fabule lecącego w telewizji melodramatu, jednak cały czas coś rozpraszało jej uwagę. Nie mogąc opanować się od ciągłego poprawiania poduszek oraz wyrównywaniu wiszących na ścianie obrazków, wyszła z pomieszczenia zamykając je na klucz.
    Swoje kroki skierowała na zewnątrz. Gdy chłodny wieczorny wiatr zaprosił do tańca jej gęste włosy odetchnęła z ulgą wpuszczając do płuc chłodne powietrze. Uspokoiło to jej drżące ręce i pozwoliło spokojnym krokiem iść naprzód.
    W chwili gdy mocny podmuch wiatru zepsuł jej misternie układaną fryzurę ograniczając tym samym widoczność niemal do zera usłyszała zbliżające się kroki.
    Gdy już ogarnęła bałagan na głowie zobaczyła, że dokładnie naprzeciwko niej stoi młody mężczyzna. Zmarszczyła czoło i nos, starając się przypomnieć skąd zna tą twarz.

    [ ale qupa, przepraszam. ]

    OdpowiedzUsuń
  24. Nie chodziło tu o naturalny konflikt między rasą jej a zmierzającego ku nim osobnika. Po prostu, wampiry wzbudzały u niej wstręt. Tak, jak sama była do szpiku kości przesiąknięta sadyzmem i czarnym poczuciem humoru, tak oni zabijali niewinnych. Może i ją samą często korciło, jednakże zawsze była w stanie się opanować. No, wiec warto wiedzieć, że na głodzie jest od ponad dwóch lat.
    Brawa dla panienki Grant, od co!
    Briseis wstała, rzemyk wrzucając z powrotem do torby. Przechyliła głowę, nasłuchując, i oparła się o pień drzewa. Był głupcem, bez wątpienia. Westchnęła, drapiąc się po głowie i odruchowo sięgnęła do prawego boku, gdzie to miała ukryty niewielkich rozmiarów sztylet. Co ja co, ale nie zawsze była w stanie poradzić sobie jedynie za pomocą własnej siły.
    — Może i pod uwagę go wziął, ale najwyraźniej jest nazbyt dumny, aby to zrobić — westchnęła, uspokajając się do reszty. — Z drugiej strony wiele nie zrobi, niezależnie od jego zamiarów. Mieszaniec — oznajmiła, nie zważając na fakt, że Irytujący Elf o nieznanym jej póki co imieniu, mógł już dobrze o tym wiedzieć. Co z tego, że mówienie do siebie było oznaką choroby psychicznej? I tak każdy wiedział, że jakieś jej objawy występują u niej aż za często. Ponownie rozsiadła się pod drzewem, uśmiechając się błogo, mając ślepą nadzieję, że tajemniczy mieszaniec wampira oraz człowieka nie okaże się aż tak wielkim tchórzem i będzie skory do walki.

    OdpowiedzUsuń
  25. [Witam serdecznie na blogu i oświadczam, żeś skazana na wątek ze mną, bo pokochałam kartę, postać i Ciebie przy okazji. :D Tak, zacznę, pytanie tylko, czy Alexa spotkamy z Aniką w lesie czy raczej niekoniecznie? A! I czy rzucamy się na jakieś powiązania czy lecim od zera, hm?]

    OdpowiedzUsuń
  26. - Nigdy nie twierdziłam, że jesteś głupim elfem - powiedziała, jawnie urażona jego podejrzeniami. On tak wiele ją nauczył... Praktycznie wszelka jej wiedza na temat czarnej magii pochodziła właśnie od Alexa.
    Gdy zacisnął palce na jej nadgarstku, przeszedł ją dreszcz. Jak ona dawno nie czuła na sobie jego dotyku. Jakikolwiek by on nie był... Nawet w pewnym sensie brutalny, pozbawiony niejakiej czułości, do której została niegdyś przyzwyczajona. I właśnie w tym momencie przez jej głowę przebiegły najwspanialsze chwile, jakie miały miejsce wieki temu. W Londynie, w jednej z kamienic. Parter należał do Blanki. Ale piętro... Piętro było ich. Wspólne. Tam jedli, spali, ćwiczyli, kochali się. Aż ona musiała zostawić to wszystko i uciec. Kretynka. Dokładnie tak mogła siebie teraz określić.
    Zacisnęła szczęki, gdy tylko się odsunął i wypowiedział o jedno zdanie za dużo. To jedno zdanie sprawiło, że palce zostały ułożone w pięści, a spojrzenie stało się lodowate, natomiast twarz zacięta.
    - Gdybyś chociaż próbował mnie znaleźć, udałoby Ci się i nie byłoby tego, co jest teraz - powiedziała oschle, również się cofając. Miała zamiar odejść, ale chciała zobaczyć jego reakcję na to, co mu powiedziała.

    OdpowiedzUsuń
  27. [To ja zacznę:)]
    Siedziałam przy barze i popijałam dżin z tonikiem. Piłam już chyba dziesiątą kolejkę, ale jak na wampira przystało nie byłam pijana. Barman dziwił się że tak dobrze się trzymam. No ale cóż. Nagle ktoś wszedł do baru. Odwróciłam się przerażona że to Łowcy. Okazało się że to Alex. Był mrocznym elfem. Pomachałam mu, ale on chyba nie zauważył.

    OdpowiedzUsuń
  28. Niejednokrotnie zastanawiała się, co by było, gdyby jednak nie uciekła i została. Czy Anton by ją dorwał? A może przy pomocy Alexa uwolniłaby się od niego raz na zawsze? Może dalej żyłaby sobie przy Mrocznym Elfie i z każdym kolejnym rokiem pogłębiałaby swoje uczucia wobec niego? To ciężko było stwierdzić. Szczególnie teraz, kiedy tak naprawdę nie było powrotu do przeszłości. Jedynie w snach. A i te ją ostatnimi czasy zawodziły. Chociaż.. Może przewidziała jego powrót do jej wiecznego życia? Śnił jej się na kilka dni przed. Rozmawiał z nią, choć nic nie pamiętała z tej rozmowy. Był zrównoważony, spokojny. Nie taki, jak teraz. Ten Eru miał do niej pretensje o ucieczkę, był rozgoryczony i w pewnym sensie ukazywał emocje, czego wyśniony elf nie robił.
    - Chcesz wiedzieć, co jest teraz? - Spytała retorycznie. Przez dłuższą chwilę patrzyła na niego, jakby czekała na jego reakcję. Dopiero po chwili znowu zaczęła mówić - proszę bardzo. Spójrz na nas. Stoimy, prawie rzucając się sobie do gardeł, zamiast albo przemilczeć wszystko, albo porozmawiać w sposób cywilizowany. Nawet nie pomyślałam, że jeśli Ciebie spotkam, tak to będzie wyglądało - powiedziała na koniec. Nie czekała już na jego odpowiedź. Odwróciła się i ruszyła w stronę wyjścia z biblioteki.
    Stukot jej obcasów rozlegał się echem po całym, ogromnym pomieszczeniu. Kroki brunetki zdawały się być szybkie, niemiarowe. Wyraźnie nie panowała nad rytmem, co jakiś czas podbiegała, jakby próbując wydostać się z tego miejsca szybciej, aniżeli byłaby w stanie idąc zwykłym "spacerkiem".
    Ostatecznie wyszła przed gmach i wyjęła papierosy. Odpaliła jednego, niemalże na raz wypalając połowę. Nie była przygotowana na takie spotkanie. A na pewno nie z tym pierdolonym elfem.

    OdpowiedzUsuń
  29. [A mnie to tam rybka, jak Tobie wygodniej. Ostatnio doszłam do wniosku, że przecież nie można znać każdego, tym bardziej, że Anika w Szkole rezyduje sobie zaledwie od paru dni, no, może z tydzień (ja kiepskie wyczucie czasu mam, tak jak i ona zresztą, ale jak to powiadają, szczęśliwi przecież czasu nie liczą xD) i fakt, dość długo już sobie dziewczynka po tym świecie chodzi, ale mimo wszystko. Skoro Tobie odpowiada taki stan rzeczy, to ja się już do pisania wątku zabieram, choć, żeby potem nie było, niczego jakże wielkiego dzisiaj nie mogę obiecać, wybacz. :D]

    OdpowiedzUsuń
  30. Siedząc tak widziałam jak do mnie podchodzi.
    - Tak. Alex prawda? Siadaj.
    Usiadł.
    - Co cie tu sprowadza?
    Byłam pewna że nie przyszedł tu bez powodu. No ale jak na mnie to często się myliłam. Sprawdzało się tylko to co widziałam.
    -Jesteś Mrocznym Elfem, prawda?- ściszyłam głos jak tylko mogłam, wiec nikt nie powinien mnie usłyszeć oprócz Alexa

    OdpowiedzUsuń
  31. Oparła się o kolumnę, której chłód działał kojąco na jej (ponoć) zlodowaciałe ciało. Zdawało jej się, że trawi ją gorączka, której nawet lekkie rozpięcie koszuli i powiększenie dekoltu tak, że baczny obserwator był w stanie dostrzec zarys koronki biustonosza nie pomogło. Czuła się fatalnie, jakby nagle złapała jakiegoś wirusa, chorobę, która powoli odbierała jej możliwość normalnego oddychania, wprawiała w drżenie mięśni, a zarazem paraliż kończyn. Szczególnie dolnych, dzięki którym mogłaby uciec. Powinna to zrobić. Znowu. Teraz, zaraz. Ale nie potrafiła się nawet ruszyć z tego pieprzonego miejsca.
    Od zawsze mówiono jej, że uczucia niosą za sobą słabość, ból i najczęściej przelaną krew. Wystarczy spojrzeć co się działo w momencie, w którym porwano Helenę, rozpoczynając wojnę między Grekami a Trojanami. Wszystko przez Parysa, który właśnie się zakochał.
    Albo Henryk VII. Dokonał rozłamu w kościele, zakładając ten anglikański, aby móc brać ślub z kolejnymi kobietami, które ponoć pokochał. Wszystko z uczuć, wszystko z emocji i pożądania.
    I dlatego ona tak bardzo tego wszystkiego unikała. Przywiązania, przyjaźni, miłości...Jej to było niepotrzebne. Żyła sobie w spokoju, przejmowała kolejne moce, zabijała następnych zdrajców i konkurentki. I tak sobie egzystowała, aż trafiła na Alexa. Przeklinała teraz dzień, w którym go poznała.
    Wpatrywała się przed siebie, próbując w jakiś konkretny sposób zająć myśli. Dopiero dźwięk głosu elfa sprawił, że spojrzała w stronę schodków. Co on tu robił? Nie mógł choć raz odpuścić? Tak, jak kiedyś? Nie mógł dać jej uciec?
    Uśmiechnęła się z pewną dozą goryczy i wypuściła dym przez delikatnie rozchylone wargi.
    - Próbowaliśmy. Myślisz, że damy radę? - Spytała z pewną dozą niewiary w to. Oboje byli zbyt dumni, aby przyjąć winę na siebie. Choć oczywiste było, że i ona, i on byli winni.

    OdpowiedzUsuń
  32. [A weź ty mi nic o tej pogodzie nie mów. U mnie ze trzydzieści stopniu w cieniu, jak nie lepiej. Ja się aż boję myśleć, ile jest na słońcu.]

    Las jak las. Dla trzech czwartych ludzkości był zapewne tylko zwykłym skupiskiem przerośniętych badyli, gdzie pełno jest kleszczy, komarów i ogólnie wszelkiego rodzaju upierdliwego robactwa, którego przecież nikt nie lubi. Dla Aniki jednak był czymś więcej. I nie, wcale nie był dla niej czymś pokroju dającej cień chłodnego spokoju ostoi. Wręcz przeciwnie. Dla niej był najlepszą, najbardziej niebezpieczną szkołą życia, przez jakąkolwiek kiedykolwiek i komukolwiek udało się przejść. A przynajmniej jeśli przez "kogokolwiek" rozumiemy Blackwood właśnie.
    Dziś, jak codziennie zresztą, po skończonych zajęciach przekroczyła bezpieczną linię murów szkoły i już chwilę potem niespiesznym truchtem poczęła przemierzać leśne gęstwiny. Głupia - można by rzec. W końcu jak głosiły pogłoski, ostatnimi czasy coraz więcej Łowców się tutaj kręciło. Ale co z tego? Dziewczyna nigdy nie posiadała czegoś takiego jak poszanowanie dla własnego życia i zdrowia, adrenalina była jej żywiołem odkąd tylko przyszła na świat i choć w przeciągu ostatnich kilku dekad zmieniła się niemal nie do poznania, to jedno zostało w niej niezmienne.
    Po pewnym czasie dotarła wreszcie tam, gdzie zamierzała - niewielka, nieco zarośnięta już polanka, która z pewnością pamiętała znacznie lepsze czasy. Przystanęła mniej więcej na jej środku i trwała tak przez dłuższą chwilę z przymkniętymi powiekami, nasłuchiwała. Potem zsunęła z ramion prosty, czarny plecak bez żadnych urozmaiceń i wyjęła z niego jakąś średniej wielkości szmatę. Nie spiesząc się - bo w końcu dokąd miała gnać? miała przecież tyle czasu - powoli odwinęła materiał, a w blasku popołudniowego słońca zalśniły srebrne ostrza trzech zdobionych sztyletów. Dziewczyna przyjrzała się im z czymś nieokreślonym w oczach, niemal z czułością przeciągnęła palcem po jednym z nich, a potem... potem zaczęła.
    Świst ostrza przecinającego powietrze, charakterystyczny odgłos broni wbijającej się w drewno. Pierwszy sztylet wbił się w najbliższe drzewo. Tak, z pewnością miał to być trening jak każdy inny, jednak coś tym razem poszło nie tak. Mianowicie po posłaniu kolejnego sztyletu w kolejny pień, już nieco dalej, uświadomiła sobie, że nie jest tutaj już sama. Westchnęła ciężko, bo nie podobał jej się taki obrót spraw, miała być tutaj sama. A skoro miała być tu sama, znaczy, że trzeba pozbyć się niechcianego delikwenta.
    W mgnieniu oka odwróciła się w kierunku stojącego na skraju polany chłopaka i posłała w jego stronę trzeci, ostatni sztylet. Może i mało roztropnie, bowiem została w tej chwili bez broni, jednak cóś
    Sztylet wbił się ledwie kilka, może kilkanaście niepewnych centymetrów od głowy niechcianego towarzysza, a blondynka po prosty stała tak w lekkim rozkroku, uważnie przypatrując się chłopakowi tymi swoimi dziwnymi, niecodziennymi czerwonymi tęczówkami z żywo-zieloną obwódką wokół źrenicy. Czekając na jego ruch, zastanawiała się, kim on właściwie jest.

    [Wybacz, że tak niemrawo, ale pogoda mi na mózg siadła, i że tak długo, ale mój kot postanowił właśnie teraz stłuc moją wymyślną, dziwną świeczkę i trochę się zeszło na posprzątaniu tego bajzlu. ;D]

    OdpowiedzUsuń
  33. Zadarła lekko głowę i spojrzała na chłopaka, szczerząc się w specyficzny dla siebie sposób. Niezależnie od tego, kiedy byś spotkał Briseis, jej oczy miałyby ten sam wyraz; kpiący, podirytowany, złowieszczy. Kiedy spoglądało się w jej kocie, zielone oczęta, często było się upewnianym w tym, że jedynym, czego pragnie, to wszczęcia jakiejś bójki lub większego konfliktu.
    Więcej - we wzroku miała chyba od zawsze to coś, co przypominało portrety Hitlera, Napoleona i tych przywódców-terrorystów, którzy nakazują innym wysadzić się w powietrze.
    — Cóż, można tak powiedzieć, Elfie — odparła, marszcząc lekko brwi i nasłuchując. — I dla mnie taki jest, ale jeśli go zaatakuję — tu głową wskazała na zarośla za nimi — pomoże mu reszta. Nie wiem, ilu ich jest, ale na tyle wielu, aby łatwo się zdezorientować, jeśli kierujesz się węchem czy słuchem — sprostowała, wzruszając ramionami i ponownie sięgając do torby. Wiedziała, że kryli się tam naprawdę długi czas, acz nie znała ich zamiarów. Poza tym, najwyraźniej zbytnio skupiła się na nieznanym mieszańcu, aby zwrócić na nich uwagę. — Wydaje mi się, że większość jednak jest czystej krwi. — Zacmokała w usta, kręcąc głową. — Szczerze mówiąc, zastanawiam się, czy dam im radę — stwierdziła jeszcze, całkiem jednak obojętnie.
    Cóż, nie należy nie doceniać swoich przeciwników, czyż nie?

    [Briseis Grant, jednakowoż z konta innego. :3]

    OdpowiedzUsuń
  34. Zerkneła na niego unosząc dłonie w obronnym geście.- Ja? Trzeba było nie pić tyle whisky.- Zaśmiała się szczerze. O tak, mieli dużo zabawnych i wspólnych wspomnień. Katherine przy nim czuła się swobodnie. W końcu byli przyjaciółmi. Dość dobrymi przyjaciółmi. Mówiąc o jej trzy setnych urodzinach roześmiała się. - Może zrobisz striptiz na Statui Wolności? - Poruszyła zabawnie brwiami i zaciągnęła się. Mówiąc, że jest niebezpiecznie skrzywiła się. - Ach tak. To co, teraz się dzieję jest nie do wytrzymania.- Mrukneła cicho. - Poza tym, ja miałam osobiste porachunki.- Mrukneła wypuszczając dym ze swoich pełnych warg. Fakt, fakt Kurt. Jej były facet, który ja ciągle hipnotyzował ostatnio złożył jej tu wizytę. Pierwszą i ostatnią. Przecież Matthew go zabił. Jej pierwsza miłość. Właśnie, Alex musiał go kojarzyć chociażby z opowieści Katherine. W końcu była związana z Matthew jeszcze za swojego człowieczeństwa. Słysząc o jego radości z ich spotkania Kath uśmiechnęła się lekko. - Niezniszczalna dwójka i ich wielki powrót.- Odparła uśmiechając się pod nosem, po czym po prostu przytuliła się do przyjaciela.- Ja także ciesze się, że Cię widzę.- Odparła. Kiedy oderwała się od niego zlustrowała Elfa wzrokiem.- Nic się nie zmieniłeś. - Przekrzywiła głowę na bok przyglądając mu się. - Od naszego spotkania sam sobie żyłeś? Czy miałeś jakiegoś towarzysza, a może towarzyszkę?- Zapytała najwyraźniej zaciekawiona jak i rozbawiona.

    OdpowiedzUsuń
  35. Do niej też przychodziły zakochane, głupie dziewki. Ile to razy słyszała ich błagania o eliksiry miłosne, a czasami nawet były w stanie sprzedać jej swoją dziewiczą jeszcze krew i duszę za ukochanego. Kretynki. Ile to razy je wyśmiewała i wyganiała ze swojego aktualnego miejsca zamieszkania. A zawsze żyła godnie. Miała tylu wpływowych przyjaciół, którzy zawsze chętnie dawali schronienie Córce Palownika. W końcu każdy chciałby pomocy i przychylności kogoś, kogo nawet Nocny Łowcy czasami bali się tknąć. Ale... No tak. Zawsze to pieprzone "ale".
    W końcu ona trafiła na kogoś, dla kogo w danym momencie była w stanie oddać krew do niecnych rytuałów, bądź zaprzedać duszę najbardziej zapalczywemu i ciężkiemu w negocjacjach demonowi. I kiedy obudziła się z tą myślą...Poczuła przerażenie. Przerażenie spowodowane tym, że ktoś staje się dla niej tak cholernie ważny. To dla niej nie było normalne, naturalne. Nie rozumiała tej palpitacji serca, przyjemnych dreszczy wywołanych tembrem głosu, bądź problemów z oddychaniem przy jakimś zbliżeniu. Nie chciała być niewolnicą swoich namiętności. Nie chciała tracić nad sobą kontroli dlatego, bo widziała właśnie JEGO. To do niej zupełnie nie pasowało, wręcz kolidowało z jej naturą. No bo kto by pomyślał, Córka Palownika zakochana? Pff. Wolne żarty!
    Dlatego zniknęła. Aby nie obudzić się i nie zauważyć, że go nie ma. Aby nie widzieć go z jakąś inną. Aby on jej nie zranił, kiedy najbardziej się otworzy.
    Teraz stała i przypatrywała się obłokom dymu, które powoli tworzyły figury, twarze, czasem postacie. Kochanków. Dmuchnęła w dym, próbując go rozgonić i zniszczyć widoczny obraz.
    Smukłą dłonią odgarnęła kruczoczarne pukle w tył i spojrzała w górę, na coraz ciemniejsze chmury, które nisko zawieszone widniały na niebie.
    - Nie wiem czego chcę, Eru. Nie wiem też, czego nie chcę. Nie myślałam, że żyjesz, ani że Ciebie kiedykolwiek zobaczę. Nie sądzę, aby kiedykolwiek było jak dawniej. Dlatego albo udajmy, że nic nie miało miejsca, albo.. - urwała. Nie chciała tego, choć to byłoby na pewno najłatwiejsze wyjście.

    OdpowiedzUsuń
  36. [Wiesz, po tej zapowiedzi, spodziewałam się jakiejś tragedii. A tu proszę. Zgrabna pisanina ;]

    Nie za bardzo wiedziałam, co robię. Przede mną leżał stosik kamieni, a ja raz po raz machałam nad nim ręką, lub kiwałam głową, starając się siłą woli – i drzemiącej we mnie magii – wyrzucić któryś kawałek skały w powietrze. Niektóre ledwo, co drgnęły, jeden spadł całkowicie(choć to raczej zasługa mojej pieści, która uderzyła w ziemię tuż koło stosiku z nieprzeciętną wręcz siłą), ale większość leżała tak, jak je zostawiłam. Było źle. Nie. Było tragicznie.
    Starałam się odzyskać to, co utraciłam, a przynajmniej jakąś tego część. Musiałam ćwiczyć, ciężko i wytrwale, każdego dnia, by moje starania przyniosły jakikolwiek skutek. Nie udawało mi się. Nic mi się nie udawało. Jak zwykle.
    - Nieudacznica! – krzyknęłam na samą siebie, wyrzucając w górę ręce. Byłam taka wściekła! Tak wściekła, że siłą tej wściekłości przenosiłabym i góry!
    Może to właśnie był klucz do sukcesu, bo – gdy tylko pomyślałam, co mogłabym zrobić z kłębiącą się we mnie złością – dwa kamienie poleciały w górę, a jeden z impetem wleciał wprost na… No właśnie, na kogo?
    Chłopak był wysoki, wyższy ode mnie, co zadziwiające wcale nie jest. Przerastałby jednak zapewne nawet takiego Matthew, a on do najmniejszych nie należał.
    - Uhm. Przep-praszam – zająknęłam się, nie wiedząc właściwie dlaczego. Czy to przez mój niewielki sukces? A może urodziwy elf tak na mnie zadziałał? Och, tak, domyśliłam się, jakiej jest rasy. Przecież tylko elfy są takie wysokie, piękne i onieśmielające, żeby odebrać mi głos.

    OdpowiedzUsuń
  37. [Dobry. Jakieś pomysły na wątek, powiązania? :3]

    OdpowiedzUsuń
  38. - Cóż mogłeś mnie zobaczyć w Szkole dla Dzieci Nocy.
    Mówiłam jeszcze ciszej tak aby nikt a nikt nie usłyszał że jesteśmy stamtąd. Nie wiadomo czy nie było tu Łowców. A jeśli usłyszeli by nas mielibyśmy przechlapane.
    - Dlaczego mi się tak przyglądasz, co?

    OdpowiedzUsuń
  39. [Luzik, doskonale znam ten ból. Choć co jak co, ale burze to ja lubię akurat.]

    - Quiquid agas prudenter agas et respice finem - wyrecytowała płynnie i skinęła ledwo zauważalnie głową. - Cokolwiek czynisz, czyń roztropnie i miej na uwadze skutki - przetłumaczyła. - Vincit qui patitur - nie odwracając się od chłopaka i ani na sekundę nie spuszczając z niego swojego uważnego, przenikliwego spojrzenia, powolnym ruchem dłoni wskazała sztylet wbity w dalsze drzewo. - Zwycięża ten, kto wytrwały. Audaces fortuna iuvat - tym razem wskazała broń, którą posłużyła się jako pierwszą i wbita była najbliżej niej, acz wciąż sporo poza jej zasięgiem. - Fortuna sprzyja odważnym. Każdy inny, różny od drugiego. Każdy wyrytą ma jedną z sentencji. Każdy jest niepowtarzalny i wyjątkowo piękny na swój własny, indywidualny sposób - wyjaśniła, wlepiając swoje przeszywające tęczówki w oczy nieznajomego. - Rzeczywiście wspaniała broń. Rodzinna pamiątka ze strony ojca przekazywana z rąk do rąk od wieków.
    O ile co do wyjątkowości sztyletów mówiła najzupełniej szczerze, o tyle z "rodzinną pamiątką" lekko popuściła wodze fantazji. Przecież ona nawet nie znała własnego ojca! A matka? Matki już dawno na oczy nie widziała. Albo smażyła się w piekielnych czeluściach Lucyferowego przytułku dla umarłych, albo dusza jej błąkała się po tym padole i nawiedzała niewinnych. W obu przypadkach była już martwa, więc nie było co płakać nad rozlanym mlekiem. Było, minęło, ot.
    Uniosła minimalnie lewą brew, kiedy usłyszała jego podejrzenia. Hm, no może i była w tym nutka prawdy, ale biorąc pod uwagę te dzisiejsze, jakże niespokojne czasy, to chyba jednak dziewczyna była w jakimś tam stopniu choć odrobinę usprawiedliwiona. Przecież on mógł być... Właśnie, kim on właściwie był?
    - Zabić to takie... brutalne słowo - stwierdziła głosem kompletnie bezbarwnym i wypranym zupełnie z jakichkolwiek emocji czy odczuć. - Ja po prostu... chciałam zyskać pewność, że nikt nie strzeli mi w plecy - uśmiechnęła się kącikiem ust, nieomal ironicznie, co w tej chwili w jej wykonaniu wydawać się mogło nieco nazbyt irytujące. - Powiedzmy, że, hm, działałam zapobiegawczo.

    OdpowiedzUsuń
  40. Briseis zawsze twardo stąpała po ziemi i to dodawało innym do wiadomości, że lepiej na jej temat nie szeptać, bo szybko, acz cholernie boleśnie przestawi twarz, bądź zwyczajnie obierze sobie za cel nękanie do końca marnych dni.
    Grant została wychowana przez swoich rodziców chrzestnych. Rodzice nie chcieli jej; nie dość, że stała się dziwadłem w tak młodym wieku, to jeszcze nie mieli powodów do jej utrzymywania. Dziecka nigdy nie chcieli, a skoro to nie miało żadnego konkretnego talentu, który mógłby ich przekonać i w ewentualnej przyszłości zwyczajnie zarabiać, po prostu ją porzucili. Wuj, ku zdziwieniu rodziny zbudowanej z samych najnormalniejszych w świecie śmiertelników, także był wilkołakiem, ciotka zaś zwyczajnym człowiekiem, tak jak i reszta familii. Oboje jednak przesiąknięci do szpiku kości byli sadyzmem i pragnieniem krwi, a ów dziwną naturę przelali w swoją wychowankę. Tak zostało jej do dziś, chociaż naprawdę wiele już widziała.
    Wstała z trawy i otrzepała sie, myśląc, czy sztylet i własne zdolności jej wystarczą. W pogotowiu miała też miecz. Tak, lepiej nie pytać. Zresztą i tak każdego zaciekawionego zbywała odpowiedzią, że to niby pamiątka jest. Nikt po tym nie miał ochoty pytać o to, dlaczego ciągle przebywa w jej torbie.
    Kiwnęła głową i uśmiechnęła się, opierając ramieniem o pień drzewa. Dokładnie o to jej chodziło.
    — To oczywiste, że pierwszym, co zrobią, będzie napaść na ciebie. To ty tutaj jesteś elfem. Potem spróbują mnie unieszkodliwić, jakbym chciała cię chronić, czy robić inne rzeczy, które do głowy mogłyby przyjść mi dopiero po zderzeniu czołowym z ciężarówką. Normalnym chyba jest, że będziesz się bronić. — Wzruszyła ramionami, krzyżując ręce na piersiach. Przechyliła głowę, marszcząc brwi i czekając na jakikolwiek ruch. Uśmiechnęła się lekko i ponownie przeniosła na niego wzrok. — Z prawej, Irytujący Elfie.

    [Nie odpowiadam za to coś, bo przez pobudkę o trzeciej teraz padam na twarz. :<]

    OdpowiedzUsuń
  41. Blanka od niepamiętnych czasów uciekała. To po części stało się jej sensem życia. Nie wyobrażała sobie, co by było, gdyby nagle Anton zginął, a ona przestała w końcu się kryć, próbować zatrzeć za sobą ślady... Nie miała najmniejszego pojęcia. Oczywiście, w końcu zaznałaby spokoju, w końcu czułaby się bezpieczna. Ale co dalej? Osiadłaby gdzieś, wybudowała dom...I co dalej?
    Z drugiej strony, kiedy przebywała w Londynie... Czuła, że tak może wyglądać jej życie. Że wstając tuż obok Elfa, jak i zasypiając w jego ramionach, ucząc się, trenując i spędzając z nim niemalże każdą chwilę jest w stanie zapomnieć o wszystkim, co jej mogło grozić.
    Osoba Alexa dawała jej to, czego potrzebowała najbardziej; zrozumienia, opieki, bezpieczeństwa, czułości i uczuć, o których myślała, że zapomniała już naprawdę dawno. Których istnienie było dla niej wręcz mitem podobnym do jednorożców, których zabrakło już wieki temu. Do tej pory pamiętała te magiczne stworzenie, na które natknęła się podczas ucieczki z zamku. Jak i jego śmierć z rąk Tatarskich żołdaków. Już wtedy dostrzegła, że musi pozbyć się złudzeń, namiętności i temu podobnych. Szkoda, że zapomniała o tym będąc z Elfem. Możliwe, że teraz nie bałaby się tak bardzo na niego patrzeć, nie czułaby dyskomfortu spowodowanego jego wzrokiem na swoim ciele.
    Gdy uciekła, przez pierwsze kilka tygodni krążyła nieopodal Londynu, zastanawiając się, czy wrócić. Czy, gdy wejdzie do kamienicy, zastanie Eru samego, a może z kolejną uczennicą? A może wyjechałby tuż po niej? Chyba te ostatnie myśli sprawiły, że podjęła ostateczną decyzję o wyjeździe nie tylko z Londynu, ale także i Europy. Tym samym zacierając za sobą jakiekolwiek ślady, dzięki którym ktokolwiek mógłby ją znaleźć. Nawet sam Alexander.
    Gdy myślała tak o tym wszystkim, poczuła niesamowity przypływ bólu w okolicach klatki piersiowej. Jakby ktoś brutalnie złapał ją za serce i zaczął je boleśnie ściskać, wykręcać na wszystkie możliwe sposoby. Aż musiała odetchnąć kilkakrotnie, jakby to jej w czymkolwiek pomagało.
    Przez moment, sprawne oko Elfa mogło nawet dostrzec, iż jej zwyczajowo metaliczne tęczówki pobłyskują bardziej niż kiedykolwiek. Jakby... Łzy? Nie. To niemożliwe. Blanka nie posiada słabości, ani łez.
    - Druga opcja? Pozostaje wyzbycie się wspomnień... - zaczęła i wyrzuciła niedopałek, przy okazji przesłaniając część twarzy ciemnymi puklami - ale nie wiem, czy tego bym chciała - dodała jeszcze ciszej. Chodziło jej o skomplikowane zaklęcie, dzięki któremu mogłaby manipulować wspomnieniami swoimi, bądź czyimiś, blokując je, jednak nie usuwając. Nic w naturze nie ginie. Jeśli padnie drzewo, pozostanie spróchniały pień. Podobnie ze wspomnieniami. Można je zablokować, ale nie da się usunąć...

    OdpowiedzUsuń
  42. -Zapach. Będąc teraz na diecie mogę przynajmniej powąchać ludzką krew.
    Było to trudne, ale tego wymagał nowy styl życia.
    - Czasami trudno jest się powstrzymać.
    Faktycznie, kiedy myślałam o pierwszym polowaniu wiedziałam jaki to ból nie móc teraz zatopić kłów w czyjejś szyi.

    OdpowiedzUsuń
  43. Wampiry często były naiwne. Nie doceniały swoich przeciwników i pisały się w ten sposób na przegraną. Najpierw atakowały to, co je ciekawiło, a potem dopiero zabierały się za inne istoty, chociaż to one mogły najbardziej je pokrzywdzić.
    Briseis uważała to za głupotę, wiec sama zawsze próbowała myśleć na tyle logicznie i trzeźwo, aby ocenić, kogo przeciwnik weźmie za pierwszego i jak rozegra grę. Tu nie miła problemu; może i byli wrogami z powodu ras, ale jej chwilowy towarzysz był elfem; a przyszli tu z powodu głodu, a nie aby poszukać zabawy w postaci walki. Nie tym razem.
    Grant potrafiła użyć niemal każdej broni a w razie braku jakiejkolwiek zastąpić ją najbliżej leżącą rzeczą. Tak, tego też ją uczyli; wuj nie tylko przesiąknięty był rządzą krwi, ale również pewnego rodzaju pragnieniem jakiegokolwiek konfliktu. To również przeszło na dziewczynę, przez co nauczyć musiała się działania w sytuacjach nagłych, gdyby to na za wiele sobie pozwoliła.
    Słysząc jego słowa, wyciągnęła sztylet i odwróciła sie na pięcie z wymalowanym na twarzy kpiącym uśmiechem. Czyli faktycznie na nią nasłali mieszańce. Pchnęła go ze trzy razy pod rząd w klatkę piersiową, a po lesie rozniósł się jego przeraźliwy krzyk. Opadł na ziemię, jednakowoż wciąż jeszcze świadom czynów swoich i dziewczęcia nad nim, obracającego teraz w dłoni ostrze ubabrane krwią.
    Grant zerknęła za siebie i wykrzywiła lekko usta, samej również rozglądając się za czymkolwiek, co mogłoby posłużyć im za broń. Skrzywiła się jednak, nie widząc po swojej stronie niczego takiego, po czym kopnęła podnoszącego sie powoli dhampira w głowę. Przezorny zawsze ubezpieczony, ot co.
    — Amulet, Irytujący Elfie — mruknęła w jego kierunku mając nadzieję, iż zorientuje się, o co jej chodzi i pozbyła się na krótki czas kolejnego mieszańca, który jeszcze chwilę temu zmierzał w jej stronę. Póki nie dostrzegą czegoś, co nadawałoby się na kołek, muszą się jakoś bronić. Bris przejechała więc wzrokiem po czystokrwistym, dochodząc do wniosku, że jedynym wyjściem póki co będzie wystawienie go na słońce.
    Miał naszyjnik. Mogła go z łatwością urwać, korzystając z faktu, że był zajęty tylko jednym osobnikiem. On musiał jedynie sprawić, żeby czasem nie spuścił z niego wzroku i tyle.


    [Szczerze mówiąc, ja też tak naprawdę nie wiem; piszę tak, jak zareagowałaby na daną sytuację Bris, więc wiesz, wszystko jest dozwolone. xD
    Za to też przepraszam. Oskarżaj mojego brata. Kto normalny budzi ludzi w weekend o świcie? :O]

    OdpowiedzUsuń
  44. Od kiedy byłam na diecie? O matko. Też mi pytanie.
    - Od jakiś stu lat, ale jeszcze się nie przyzwyczaiłam. A co do tego kąska. Niezle pachniesz.
    Naprawdę bardzo ładnie pachniał.

    OdpowiedzUsuń
  45. Blanka wbrew pozorom była tchórzem. Najtchórzliwszą z tchórzliwych istot, jakie świat mógł zobaczyć. Bała się Łowcy, jego zemsty, uciekała w momencie, w którym pojawiły się jakieś głębsze uczucia wobec tego ciemnowłosego Elfa... A wszystko ukrywała za maską chłodu i domniemanej rezerwy, czy mocy. Pierdolenie. Była słaba, jak nikt inny na tym łez padole. I nikt, ani nic nie było w stanie tego zmienić, co ją dobijało, doprowadzało do iście szewskiej pasji. A dlaczego? Bo była bezradna i nic nie mogła z tym zrobić. Gdy nie miała wpływu na swój los, zaczynała wręcz panikować. I tak było przy Eru. To przy nim przestała zamartwiać się przeszłością, to on był jej praktycznie jedyną myślą o poranku, jak i późno w nocy. Nie zastanawiała się wtedy co dalej, czy Anton ją znajdzie, czy też nie.
    Za grubą, nieprzepuszczalną wręcz maską z lodu kryła się krucha, samotna istota, której zbyt wcześnie odebrano dzieciństwo, marzenia. Która przez prawie wiek czekała na zasmakowanie czułości i ciepła. Która nigdy nie miała zaznać spokoju, nawet jeśli teraz ten, którego kiedyś zostawiła, był obok. Niemalże na wyciągnięcie ręki.
    Przymknęła powieki. To pieczenie w kącikach oczu, nie wiadomo skąd pojawiająca się mgła... To wszystko wręcz sprawiało, że ledwie powstrzymywała się przed upadkiem, przed okazaniem słabości. Nie mogła tego zrobić. Nie przed nim, nie przed kimś, kto tyle dla niej znaczył. I zapewne wciąż znaczy.
    Pokręciła powoli głową, stopniowo uspokajając oddech, czy bicie swojego potencjalnie martwego serca.
    Uniosła wzrok. Musiała nieznacznie zadrzeć głowę, aby móc spojrzeć na twarz elfa. Tak smukłą, przystojną...Tak doskonale znaną.
    - Nie chcę tracić tych wspomnień, Eru - szepnęła. Powoli uniosła się na palcach i musnęła ledwie odczuwalnie jego policzek. I w tym geście przesłała mu jedno ze wspomnień z Londynu. Nie czekała na nic. Odwróciła się i skierowała do swojego pokoju na poddaszu. Nic innego jej nie pozostało.

    OdpowiedzUsuń
  46. Przez dość długą chwilę po prostu stała i w milczeniu zastanawiała się, co teraz powinna zrobić. A może nawet nie tyle, co powinna zrobić, a czy może czuć się na tyle bezpieczna, żeby choćby nie próbować cofnąć się i sięgnąć po bliższy ze sztyletów. Z drugiej jednak strony, gdyby spróbowała, chłopak mógłby to odebrać jako przymierzenie się do ataku, co na dobrą sprawę było całkiem zrozumiałe. Problem jednak tkwił w tym, że wtedy z pewnością nie zdążyłaby nawet do broni dotrzeć, nie wspominając już o użyciu jej. A Anika nie zamierzała zostać pokonana jej własną bronią. Zbyt wielkie by to było upokorzenie, by mogła na to przystać. Zresztą nieszczególnie zależało jej w tej chwili, by którekolwiek z nich zginęło.
    O ile chłopak nie miał okazać się Nocnym Łowcą. Co prawda wedle jej rozumowania było to dość mało prawdopodobne. Wyglądał na około dwadzieścia lat, a żaden Łowca w tym wieku nie stałby teraz tak spokojnie i nie rozmawiał z nią o sztyletach, które zdolne są jednym, wprawnym ciosem zabić czy to człowieka, czy jakiekolwiek Dziecko Nocy. Facet musiałby być naprawdę doświadczonym Łowcą, by się tak zachowywać. A na to wyglądał stanowczo za młodo.
    Może i jej rozumowanie nie należało do tych najbardziej logicznych, może i było godne wręcz pożałowania, jednak przez te lata, które spędziła na tym ziemskim padole nauczyła się dostrzegać szczegóły z pozoru mało istotne. Niejednokrotnie już to one właśnie ratowały jej życie. Może i mogła się mylić, być może miał wyjątkowo dobrego mentora, który zdołał wpoić w niego pewne przydatne szablony zachowań, jednak co by nie było, musiała wreszcie zaryzykować, jakoś określić swoje położenie w tej, powiedzmy sobie szczerze, beznadziejnej sytuacji. Nie mogła dalej błądzić po omacku i musiała wreszcie wyeliminować przynajmniej jedną z ewentualności, by poczuć się choć odrobinę pewniej. Jeśli się pomyli... przypłaci życiem albo już po raz kolejny będzie miała szczęście. Okaże się.
    - Nie jesteś Nocnym Łowcą - stwierdziła wreszcie i ignorując jego pytanie, ruszyła w jego kierunku. Szła powoli, niemal drażniącym ślimaczym tempem, uważnie stawiając każdy kolejny krok. W skupieniu obserwowała chłopaka, by w razie konieczności móc jakkolwiek zareagować, choćby spróbować, bo we krwi wpisaną miała walkę do samego końca. Ponownie odezwała się dopiero, gdy zatrzymała się ledwie parę kroków przed nim. - Zaryzykowałabym nawet stwierdzenie, że moglibyśmy stać po tej samej stronie barykady, acz czasy mamy chwiejne i niczego już dziś nie można być pewnym - powiedziała spokojnie, wbijając swoje niemal natarczywe spojrzenie w tęczówki nieznajomego.
    Co teraz? Będzie miała szczęście czy może jednak pożegna się z życiem, o ile jej byt można było tak nazwać?

    OdpowiedzUsuń
  47. Czy w duchu miała nadzieję na to, że za nią pójdzie? Że odwróci się, złapie ją, może nawet przytrzyma i nie pozwoli uciekać. Zabroni jej tego, dając jeden, najważniejszy prawdopodobnie dla niej argument; jego osobę. Jak bardzo się pomyliła. I chyba ta stracona złudna nadzieja wprawiła ją w tak ogromny ból pulsujący od klatki piersiowej przez całe ciało, że musiała oprzeć się o zamkowy mur, praktycznie ledwie niknąc na zakręcie.
    Przykładała dłoń do piersi, próbując nad tym zapanować. Czy tak właśnie bolało złamane serce? Czy właśnie w taki sposób nasz organizm reaguje, kiedy ktoś nas zrani tak doszczętnie, że zapominamy nawet o tym, jak się oddycha? Jak to jest być szczęśliwym?
    Blanka teraz wiedziała. Wiedziała, że teraz, kiedy tak cierpi zapomina o tym, jak się czuła, gdy była szczęśliwa. Gdy nawet przez myśl jej nie przeszło, aby właśnie tak to się wszystko skończyło. Krótkim muśnięciem i milczeniem z Jego strony.
    Oparta o mur plecami, osunęła się na ziemię i unosząc twarz do góry, zacisnęła powieki. Spod nich przetoczyły się dwie, pojedyncze łzy; każda po przeciwnej stronie lica Tepes. Skoro to miał być koniec...Dlaczego ona wciąż miała przed oczami jego twarz?

    Trwała w takim stanie przez dobre kilka godzin. Nawet nie wiedziała kiedy, a słońce skryło się za horyzontem, przy czym nastała noc oświetlana przez bladą poświatę księżyca, jak i ledwie widoczne przez nią gwiazdy. Z cichym strzyknięciem kości wstała, wycierając oczy, twarz. Jej spojrzenie na powrót stało się puste, wyzbyte z emocji. Tak, jak i lico, czy wargi, które wydawały się nigdy nie zaznać i nie poznać czegoś takiego jak uśmiech. Wyszła z zamku, kierując się prosto w stronę lasu. Musiała gdzieś wyjść, możliwe, że zabić kilka kundli, czy pijawek. Po prostu chciała zająć czymś myśli. A jak najlepiej to zrobić? Niszcząc i krzywdząc innych, oczywiście.

    OdpowiedzUsuń
  48. [O jaaa Cię, gif urzekł me zimne serce. :>]

    Te wampiry były cholernie głupie, a jego krew musiała ciekawie pachnieć i tyle. Ojejku, nic by się przecież nie stało, gdyby jeden się napił i padł trupem. Innych by to pewnie nauczyło, że mroczne elfy mogą być dla nich trucizną.
    Napastnicy nie tylko mieli przewagę liczebną i swe naturalne moce, ale i całkiem ciekawy bojowy ekwipunek. Briseis musiała wiec prędzej czy później zrezygnować ze sztyletu i dobyć miecza. Szło przynajmniej szybciej, a dhampiry wyglądały później o wiele efektowniej, będąc już tylko pokiereszowanymi zwłokami. Mieszańców było mniej niż czystokrwistych, wiec Grant skończyła swoją zabawę po krótkim czasie. Dostała też nagłego, podejrzanego objawu miłosierdzia, bo postanowiła pomóc Irytującemu Elfowi. Zgrabnie i cichutko więc podeszła do jego aktualnego zmartwienia od tyłu i szybkim, zdecydowanym ruchem pozbyła się zbędnego jak na jej oko wisiorka. Takie toto brzydkie i niegustowne wcale a wcale, a jego właściciel w jej oczach wyglądał bez niego dużo lepiej, konając na słońcu.
    I niby wszystko byłoby okej, gdyby nie fakt, że zagapiła się nieco, w wyniku czego tuś nad jej uchem świstnęła niezidentyfikowana broń, która z pewnością mogłaby wyrządzić jej krzywdę okropną, gdyby tylko poleciała o te dwa, trzy centymetry w prawo.

    OdpowiedzUsuń
  49. [No bo... No... No, Ben Barnes, no! ;***]

    OdpowiedzUsuń
  50. Złość, która trawiła całe ciało, zlodowaciałe serce i duszę Blanki rosła z każdą chwilą. Nie pomogły przyspieszone kroki, wypalane co chwila papierosy, czy zdjęte obcasy, które cisnęła w sam środek jeziora. Nawet bosa wędrówka przez las nie dała jej ukojenia. Przez nieprzyjazny tak las, który utrudniał na wszelkie możliwe sposoby drogę, szła całkiem pewnie, choć niejednokrotnie zdarzyło jej się potknąć o wystający korzeń, czy zaczepić włosy o zwisające, złorzeczące wręcz gałęzie. To wszystko tylko podjuszało ją, potęgowało wściekłość, która z każdą chwilą ją ogarniała. Z każdą chwilą czuła, jak natura zdaje się jej przeciwstawiać, choć wciąż dodawała jej sił i mocy. Jakby Matka Ziemia przeczuwała, co zaraz miała zrobić.
    Blanka panowała całkiem wyraźnie wszystkimi żywiołami. Z tym wyjątkiem, że ogień ukochała najbardziej. I chyba vice versa.
    Ogień ją fascynował. Był piękny, niebezpieczny, a zarazem gdyby nie on, prawdopodobnie cywilizacja by nie ruszyła d przodu. Ludzie...Kimże oni wszyscy byli? Kimże ona też po części była? Słabą istotą, którą zranić jest w stanie czyjś gest, bądź jego brak.
    Nie...Nie mogła tego przyznać. Nie była jak ludzie. Nie była tak bezradna i pozbawiona jakichkolwiek tarczy obronnych. Nie była pierdoloną dziewuchą z problemami emocjonalnymi!
    Leśna droga zaprowadziła ją na polanę pełną zbiegłych wampirów, które właśnie spożywały posiłki w postaci kilku zwykłych ludzi. Skrzywiła się na ten widok. Pijawki. Pieprzone pijawy.
    Pierwsze co zrobiła, to cisnęła ognistą kulą w najbliższego wąpierza. A jego wrzask był tylko sygnałem, który rozpoczął krwawą jatkę...
    Blanka nie oszczędzała nikogo. Całe swoje rozgoryczenie, wszystko przelewała w zadawanie bólu i cierpień tym Bogu winnym istotom. Wszystko, po prostu wszystko było jej formą odreagowania. A kolejne krzyki... One tylko sprawiały, że czuła się lepiej. I lepiej... A emocje opadały powoli, jakby wręcz spływały z niej przy każdym litrze wylanej krwi.

    OdpowiedzUsuń
  51. [Ha, ha, przyzwyczaiłam się już, serio. Ja zawsze mam takie pechowe szczęście, więc wiesz. ;D]

    Uśmiechnęła się w duchu na wieść, że jej przypuszczenia się potwierdziły, że chłopak nie jest Nocnym Łowcą. Punkt dla niej, nie pomyliła się, miała rację. Nie znaczyło to jednak, że wygrała i doskonale zdawała sobie z tego sprawę. Wiedziała, że nie może jeszcze czuć się bezpieczna, choć z każdą chwilą czuła się coraz pewniej.
    Mimo wszystko nie cofnęła się ani o krok, kiedy nieznajomy postąpił naprzód i znalazł się tak niebezpiecznie blisko niej. Teraz wystarczył jeden jego drobny ruch, a wbiłby jej własną broń w jej ciało, po prostu ją zabił. Ale z przyczyn, które dla Aniki pozostawały niejasne, nie zrobił tego i jedynie widocznie naciskał, by zdradziła, kim w rzeczywistości jest. Czyżby aż tak go to ciekawiło? Nie wystarczył mu fakt, że blondynka najwyraźniej nie szuka zwady, skoro on nie zamierza stać się dla niej bezpośrednim zagrożeniem? Bo nie zamierzał, prawda?
    Pokręciła minimalnie głową, a na jej twarzy zagościło coś na wzór niewyjaśnionego rozbawienia, choć tęczówki dziewczyny w dalszym ciągu pozostawały tak samo zimne i nieprzeniknione. Przez chwilę w spokoju przypatrywała się jego twarzy, po czym powoli zaczęła opuszczać swój wzrok coraz to niżej, aż spoczął on wreszcie na trzymanym przez chłopaka sztylecie. Na jej sztylecie.
    - Nikt nigdy nie powiedział, że jestem grzeczną dziewczynką - prawie zaśmiała się, wypowiadając te słowa, choć śmiech ten był nieomal kpiący. - Gdybym nią była, nie próbowałabym przecież jeszcze przed chwilą zabić, czyż nie?
    Jej spojrzenie na powrót pomknęło ku oczom chłopaka i teraz zagościło tam na dłużej. Czy jemu naprawdę wydawało się, że ona tak po prostu powie mu, kim jest? Może jeszcze miała przedstawić cały swój życiorys, przeszłość, teraźniejszość, planowaną przyszłość? Owszem, może i była blondynką. Jednak wbrew wszelakim stereotypom nie należała to tych głupiutkich panienek w różu, które płaczą, bo złamał im się paznokieć.
    - Kim ja jestem, kim ja jestem - mruknęła, nie spuszczając z niego wzroku. - Nie to jest chyba w tej chwili najważniejsze, nie uważasz? Ale skoro tak bardzo ci na tym zależy...
    Leniwie ruszyła się z miejsca, rozważnie stawiając każdy kolejny krok i obserwując przy tym nieznajomego. Chciała mieć pewność, że ten nie ma zamiaru w jakikolwiek sposób jej zaatakować, do czego miałby teraz pełne prawo. W końcu chyba nikt nie mówi, jak się go okrążą i to jeszcze w tak denerwująco ślimaczym tempie.
    - W tym momencie jestem tylko kobietą, uściślając - blondynką, która chce odzyskać swoją własność - szepnęła, stając tuż za nim. - Mogłabym? - spytała, choć oczywistym było, że odmowy to ona raczej nie przyjmowała. Uniosła swoją dłoń i wskazującym palcem zaczęła powoli sunąc wzdłuż ramienia nieznajomego, nieuchronnie zbliżając się do sztyletu.

    OdpowiedzUsuń
  52. [Tu Avril.]

    - Kiedyś byłam - stwierdziłam ze smutkiem, w odpowiedzi na jego pytanie. Utraciłam moce, więc, wbrew prawom natury, transmutowałam w człowieka i w tej kategorii o sobie myślałam. Sprawiało mi to niemałą przykrość, ale cóż...
    - Ty jesteś za to elfem. Tak myślę, choć nie jestem pewna. Ostatnimi czasy ciężko u mnie z rozpoznawaniem rodzajów i ras Dzieci Nocy. Ledwo co odróżniam szamana od zwykłego człeka. - Wzruszyłam lekko ramionami, siłą umysłu starając się wyrwać chłopakowi trzymany przez niego kamień z ręki. Widziałam u siebie poprawę, bo odłamek skały drgał i sobą wywijał, jakby chcąc się oswobodzić. Nic więcej jednak się nie stało.

    OdpowiedzUsuń
  53. [Przejdę może od razu do sedna: pomysł na powiązanie? Jestem otwarta na wszystko, mogą się nawet znać. Wrogie relacje mogą być trudne, bo Cadi... cóż, jeżeli mści się, a robi to zawsze, mści się porządnie. W przeszłości bywała we Włoszech (Sycylia, Rzym), Anglii i oczywiście zaraz za postępem odwiedziła Kolonie. Co do innych miast/państw, miała dość dużo czasu na podróże, więc jestem otwarta na sugestie... (Wątek? XD)]

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. *Cadi Eclipse, muszę poprosić administrację o zmianę nazwy w linkach -.-"

      Usuń
  54. -Tak, tak wiem.
    I znowu to samo, kolejna wizja. Dlaczego? Czułam jak się zapadam. Nie chciałam tego. Walczyłam,żeby tylko nie wpaść w trans i nie stracić przytomności.

    OdpowiedzUsuń
  55. Uśmiechnęłam się uroczo, mając nadzieję, że chłopak uzna to za przeprosiny. Słowne jakoś nigdy mi nie wychodziły.
    - Wiem przecież! Gdyby były tarczą, to mogłabym się założyć, że w życiu bym w nie nie trafiła - zaśmiałam się, czy też raczej zachichotałam, zakrywając usta dłonią. Zaraz jednak się powstrzymałam i złapałam jakieś dwa kamienie, byle tylko mieć zajęcie dla rąk.
    - Podobno tak, choć ostatnimi czasy jakoś nie jestem do tego przekonana. - Wzruszyłam lekko ramionami. Cóż, kiedyś byłam czarownicą na pewno. I to jedną z najlepszych, mimo, że ledwo ukończyłam siedemnaście lat. Obecnie siła moich mocy plasowała się gdzieś na poziomie niewykształconego płodu. Taa. Bardzo przyjemne.
    - A ty jesteś elfem?

    OdpowiedzUsuń
  56. Możesz ponownie wcielić się w postać żyjącą w sercu Nowego Jorku. Pamiętasz High-School-Life i atmosferę tam panującą? Jeśli tak, to zapraszam ponownie, jeśli nie to koniecznie musisz sprawdzić!
    www.bradley-high-school.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  57. [O, jak milutko, "Sweet dreams". No, przydałoby się jakiś wąteczek walnąć, nie uważasz? :D]

    OdpowiedzUsuń

Tutaj pozostaw swój komentarz. Prosimy o kulturalne zachowanie w rozmowach między autorami. Prowadzimy je w nawiasach [kwadratowych].